Czy już niedługo korporacje i urzędy będą się prześcigać w pisaniu prostym językiem? Zanim opublikujemy wywiad z ekspertami od tych spraw, garść autorskich spostrzeżeń.
Zastanawialiśmy się z żoną ostatnio, co kupić synkowi na zbliżające się drugie urodziny. Myśleliśmy nad tabletem. Jeszcze parę lat temu tablety wręczało się z okazji I Komunii Św., ale teraz zastąpiły je drony.
Do dronów zresztą wyjątkową słabość ma premier Morawiecki ze swoim wyjątkowym planem (a może tylko prześmiewcy się tak tego uczepili). Inna rzecz, że jego strategia życia w rozwoju okazała się na tyle trudna językowo, że mało kto ją rozumie. Czy tak skretynieliśmy, czy to tylko technokraci rządzą? Doświadczenia twórców Jasnopisu pokazują, że raczej to drugie. Zresztą niektóre portale internetowe przepuszczały strategię, wróć, przepraszam, Strategię, przez Jasnopis i wychodziło 7 w siedmiostopniowej skali. Czyli coś na kształt „jeśli naprawdę rozumiesz, co czytasz, to trzeba się o ciebie martwić”.
Cytowany wszędzie wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński, pierwszy zastępca Mateusza Morawieckiego w resorcie rozwoju, rzekł tak oto:
— Pięciu lingwistów pracuje nad tym planem dniami i nocami — mówi Kwieciński. — No cóż, pisaliśmy go my, technokraci. Chcemy, by ten dokument był bardziej dostępny dla zwykłego czytelnika — dodaje.
Gdyby ktoś w ministerstwie rozwoju pobrał dostępny na stronie głównej Dobrego słownika (po zapisie na newsletter) e-book „7 bajecznie prostych sekretów lepszego pisania”, zapewne byłoby łatwiej. I pewnie Strategia skurczyłaby się znacznie, zwłaszcza po zastosowaniu reguły wykreślania.
Gdybyście myśleli, że pięciu lingwistów to już tłum, to ZUS poszedł dalej. Jak podaje wp.pl:
Do formularzy i urzędniczych pism usiadło 20 językoznawców z Uniwersytetu Wrocławskiego. Złapali się za głowę i wytknęli: nie „organ rentowy dokonał rozliczenia świadczenia”, a „ZUS rozliczył świadczenie”. Nie „osoba posiadająca zamieszkanie na terytorium drugiego państwa”, a „osoba, która mieszka za granicą”. Wystarczy „adekwatny” zamienić na „odpowiedni”, „ewaluację” na „ocenę”, „fakultatywny” na „nieobowiązkowy”, a „jednostkę terenową ZUS” na „placówkę ZUS” i w magiczny sposób urzędniczy bełkot staje się prostym językiem polskim, zrozumiałym dla przeciętnego Kowalskiego.
Czuję, że nadchodzi wręcz moda na upraszczanie do kwadratu tekstów użytkowych. Jeśli ING w reklamie chwali się już, ustami Marka Kondrata, posiadaniem „certyfikatu prostego języka”. Zapewne niedługo przeprowadzimy wywiad z osobami, które za takimi certyfikatami stoją.
Ciekawe, czy dotknie to też przepisów prawnych. Ameryki nie odkryję, jeśli napiszę, że prawdziwie cudeńka kryją się właśnie przepisach prawnych. Widziałem ich już wiele, ale ostatnio ten przykład nawet mnie powalił:
§ 2. Organ odwoławczy odmawia uwzględnienia cofnięcia odwołania, jeżeli zachodzi prawdopodobieństwo pozostawienia w mocy decyzji wydanej z naruszeniem przepisów, które uzasadnia jej uchylenie lub zmianę.
Po prostu odmowa uwzględnienia cofnięcia odwołania jest konstrukcją delikatnie pieszczącą płatki moich uszu. Gdybym miał zdolności wokalne, zapewne nuciłbym sobie tę frazę na przykład na melodię „Singin’ In the Rain”.
Tymczasem…
Dzieje się tak dlatego, że determinizm parlatywny nie partycypuje w aspektach retrospektywnych.