Części mowy jest 5 — 10 — 15? Ha, tego nie wie nikt na pewno. Bo jeśli śpiewanie nie jest rzeczownikiem (choć śpiew jest), że nie jest spójnikiem, a strasznie nie musi być przysłówkiem, to robi się ciekawie. Oddajmy głos naszym przewodnikom po polszczyźnie.
PARSZYWA DZIESIĄTKA
Szałek: — Zdajesz sobie sprawę, że w polszczyźnie jest 10 części mowy?
Żurek: — Taa… Zapewne nawet dobra zmiana w edukacji szkolnej tego dogmatu nie ruszy…
Szałek: — Ale że co? Proszę, wymieniam: czasownik, rzeczownik, przymiotnik, przysłówek, liczebnik, zaimek, wykrzyknik, przyimek, spójnik, partykuła. To równie oczywiste jak to, że bramka jest okrągła, a piłki są dwie. Powie Ci to każde dziecko, nawet takie po gimnazjum.
Żurek: — Ok, pierwsza lepsza wątpliwość: czy takie części mowy są w każdym języku, czy tylko w polskim? A jeżeli w jakimś języku są rodzajniki, to czy tworzą one — niezbyt liczną, ale jednak — osobną klasę części mowy? A jeśli nie, to czym one są? Albo problem przysłówków i przymiotników. W języku polskim z reguły da się je odróżnić fleksyjnie, bo przymiotnik się odmienia, ale już chociażby w języku niemieckim najczęściej mówi się o jednej klasie przymiotnikoprzysłówków, które nazywane są adverbiale.
Szałek: — To może zostańmy już przy języku polskim.
Żurek: — Jasne. Zastanowiło Cię, że jedne części mowy definiuje się, odwołując się do znaczenia („rzeczownik nazywa rzeczy”), a inne, podając ich funkcję („spójnik łączy dwa zdania lub wyrażenia w jedno zdanie lub wyrażenie”)?
Szałek: — Definicje podstawowych części mowy są całkiem proste:
- rzeczownik nazywa rzeczy i odpowiada na pytania kto? co?,
- czasownik nazywa czynności i stany i odpowiada na pytania co robi? co się z nim dzieje?,
- przymiotnik nazywa cechy i odpowiada na pytania jaki? jaka? jakie?,
- przysłówek nazywa cechy czynności lub stanów i odpowiada na pytania jak? gdzie? kiedy?,
- a liczebnik określa liczbę lub kolejność i odpowiada na pytania ile? który z kolei?.
To chyba kryteria znaczeniowe?
Żurek: — Niby tak, wydaje się, że to proste i czytelne definicje. Ale pewnie z połowa rzeczowników nie nazywa żadnych rzeczy.
Szałek: — Chyba że „rzeczą” jest miłość, czas, pożar itp. 😉
Żurek: — Ba, bardzo dużo rzeczowników nazywa po prostu czynności. Za chwilę pewnie wspomnimy gerundia, ale podany jako przykład pożar jest przecież rzeczownikiem, który nazywa stan, a kupno czy sprzedaż wprost nazywają czynności. Gdybyśmy trzymali się szkolnych definicji części mowy, musielibyśmy uznać, że sprzedaż to czasownik.
Szałek: — Niektórym chyba się tak wydaje, gdy piszą:
Nie obraź się, ale jakbym ja miał zamówić u Ciebie jakąś pracę i powiedziałbyś mi, że sprzedaż mi arkusz, to bym poszukał innej firmy.
Żurek: — Dobre.
Szałek: — Weźmy następujące wyrazy: czerwony, czerwono, czerwień. Mają ono to samo znaczenie: nazywają cechę. Tymczasem każdy uzna je za kolejno: przymiotnik, przysłówek, rzeczownik. Uczyni tak na podstawie tego, jak są zbudowane te wyrazy i jak się odmieniają. Czyli wcale nie na podstawie kryteriów znaczeniowych.
Żurek: — Kryteria znaczeniowe mają tę zaletę, że są najbardziej przystępne, ale równocześnie mają trzy podstawowe wady:
- są nieścisłe (subiektywne),
- nie dają klasyfikacji rozłącznej,
- nie różnicują wyrazów, które nie mają samodzielnego znaczenia.
Szałek: — Wobec tego w szkole faktycznie definiuje się części mowy bardziej opisowo, np. rzeczownik — część mowy o znaczeniu przedmiotu, odmieniająca się przez przypadki i liczby, posiadająca kategorię rodzaju, w zdaniu pełniąca funkcję podmiotu lub dopełnienia, a także orzecznika i przydawki.
Żurek: — W drugiej grupie tradycyjnych części mowy jeszcze tylko zaimek jest definiowany mniej więcej — z naciskiem na „mniej” — znaczeniowo, ale już spójnik, przyimek, wykrzyknik i partykuła pełnią jakieś określone funkcje w budowie zdania i nie jest możliwe znalezienie dla nich jakiejś sensownej etykiety semantycznej.
Generalnie problem w tym, że używana przez nas klasyfikacja powstała jeszcze w XIX w. i w gruncie rzeczy jest zaadaptowaną na potrzeby dydaktyki języka polskiego klasyfikacją pochodzącą jeszcze z dawnych gramatyk łacińskich. Dlatego językoznawstwo polskie w XX i XXI w. podjęło kilka prób opracowania nowych klasyfikacji polskich słów. Bez odwoływania się do semantyki, a np. do odmiany lub składni.
Szałek: — Pewnie żadnych klasyfikacji w pełni nie będziemy przedstawiać, boby czytelnicy wymiękli. Może kiedyś zrobimy osobny wpis np. o klasyfikacji Saloniego, która jeszcze jest do opanowania. Ale może pokażmy kilka ciekawych rozwiązań i problemów nowszych klasyfikacji. Może zaczniemy od tego, jak kurczy się klasa liczebników?
LICZEBNIKI
Żurek: — O, to jest ciekawy zbiór. Łatwo go wyodrębnić semantycznie. Chyba nawet najłatwiej, bo jeśli chodzi o liczby, nie pojawiają się wątpliwości typu „czym jest rzecz?” jak np. przy rzeczownikach. Ale jeżeli się bliżej przyjrzymy sprawie, to okaże się, że np. jeden liczebnikiem… nie jest. Bo to jedyny liczebnik główny, który odmienia się jak przymiotnik. Potem dwa, trzy, cztery itd. są liczebnikami i semantycznie, i ze względu na odmianę, i składniowo, ale gdy dojdziemy do liczebnika tysiąc, to okaże się, że czasem jest to liczebnik, a czasem rzeczownik.
Szałek: — Tak, bo możemy powiedzieć, tysiąc Polaków rozkładał dziś parawany w Łebie albo że tysiąc Polaków rozkładało dziś parawany w Łebie. Pierwsza składnia typowo rzeczownikowa, a druga typowo liczebnikowa. A możemy powiedzieć też, że tysiące Polaków rozkładały dziś parawany w Łebie albo że tysiące Polaków rozkładało dziś parawany w Łebie, ha! Nie do ogarnięcia. A jeszcze co do jeden, to taki niby oczywisty liczebnik, ale to czemu jedynka nie jest liczebnikiem? Bo się odmienia jak rzeczownik? No a jeden odmienia się jak przymiotnik, coś sam wspomniał.
Żurek: — Ale to nie koniec gramatycznego rozbioru liczebników! Te, które nazywa się porządkowymi — pierwszy, drugi itd. — to też przymiotniki, bo tak się odmieniają. Ale też semantycznie ma to sens, bo przecież bycie pierwszym czy drugą to jest jakaś cecha pewnego obiektu. Są też liczebniki, które są przysłówkami: wielokrotne typu trzykroć oraz dawne zbiorowe typu samowtór.
Szałek: — Zauważmy, że przynależność do danej części mowy może dawać niespodzianie poważne rezultaty. Jeśli drugi to przymiotnik, to nie zapiszemy z tym łącznie: niedrugi. Podobne konsekwencje ma zaliczanie czegoś do klasy zaimków — tylko tu odwrotnie, bo nie z zaimkami piszemy osobno. No ale przecież zaimki nie istnieją.
ZAIMKI
Żurek: — Istnieją. A dokładnie istnieje ich pięć: ja, my, ty, wy i on. Tę grupę nazywa się zaimkami osobowymi i tak naprawdę tylko one ze względu na budowę i składnię nie należą do żadnej innej części mowy. Bo nie muszę chyba już mówić, że semantyczne kryterium nawiązujące do zastępowania przez zaimki odpowiednich głównych części mowy nie do końca ma sens… Nawet tak oczywisty, wydawałoby się, zaimek jak ja niczego w zdaniu nie zastępuje. Jeśli go nie ma, to po prostu go nie ma. I tyle. Wszystkie pozostałe wyrazy zaliczane w szkolnych gramatykach do zaimków współcześnie w większości gramatyk akademickich zalicza się do głównych klas części mowy. I tak np. mój, ten, jaki, żaden itp. to przymiotniki, tam, gdzie, kiedy, nigdy to przysłówki, a ktoś, nikt czy wszystko — rzeczowniki.
Szałek: — Wszystko pięknie, tylko jak się powkłada różne tradycyjne zaimki do różnych części mowy, to potem i tak trzeba je jakoś wyróżniać, bo się okazuje, że mój nie jest typowym przymiotnikiem (ma np. skrócone formy mą, mego), ktoś nie jest typowym rzeczownikiem itd. (nie ma np. liczby mnogiej). O zaimkach jest sporo reguł w Dobrym słowniku, choćby ta, więc możemy pójść dalej.
CZASORZECZOPRZYMIOTNIKI
Szałek: — Zadam Ci teraz podchwytliwe pytanie: do jakich części mowy należą wyrazy śmierdzący, rozproszony i śpiewanie?
Żurek: — Na tym pytaniu może polec mniej więcej połowa studentów filologii polskiej na egzaminie z gramatyki opisowej. Ale my i nasi czytelnicy dobrze wiemy, że to czasowniki.
Szałek: — Zaraz, zaraz, a czemu śpiewanie to czasownik?
Żurek: — Dlatego że jest to forma regularnie tworzona od czasowników, którą można utworzyć od prawie każdego czasownika i która cały czas znaczy to, co wyjściowy czasownik. Wspomniałeś, że czerwony, czerwono i czerwień mają to samo znaczenie. Przy określaniu czynności i stanów jest podobnie: śpiewać i śpiewanie nie różnią się znaczeniem, ale pod względem budowy są przystosowane do zajmowania innego miejsca w zdaniu. To śpiewanie zajmuje pozycję rzeczownika i jak rzeczownik się odmienia. Dla formalności dopowiem, że formy typu śpiewanie to gerundia, a formy typu śpiewający to imiesłowy. Choć tych imiesłowów w polszczyźnie jest kilka typów.
Szałek: — A idź… śpiewanie to czasownik, a śpiew to rzeczownik. Mnie to w ogóle nie śpiewa, znaczy nie gra. Nie powiesz mi chyba, że jedzenie to też czasownik? Albo dochodzenie?
Żurek: — Też i nie też. W wielu wypadkach jest tak, że obok regularnego gerundium powstały rzeczowniki ze zleksykalizowanym znaczeniem nieco innym niż ‘to, że coś się robi’. Twoje jedzenie jest zatem i czasownikiem — gdy znaczy ‘to, że coś się je’ — i rzeczownikiem — gdy znaczy ‘to, co się je’. Tak samo jest z dochodzeniem, mieszkaniem, piciem, więzieniem i wieloma, wieloma innymi homonimicznymi parami gerundium — rzeczownik. Na tej samej zasadzie czasownikami są formy imiesłowów przysłówkowych zakończonych -ąc i -łszy/-wszy, bo tworzy się je regularnie od dużych klas czasowników. Choć „odpowiadają na pytania przysłówka”.
Szałek: — To i taki śmierdzący może być i przymiotnikiem, i imiesłowem od czasownika śmierdzieć. To ma jakiś sens.
NIEODMIENNE CZĘŚCI MOWY
Szałek: — A teraz popatrz, już tak wiele rzeczy pokomplikowaliśmy. Może to złe słowo, raczej pokazaliśmy, że nie są takie proste i oczywiste. A przecież mówiliśmy tylko o pięciu głównych częściach mowy. Tymczasem z pozostałą piątką, tymi nieodmiennymi, to dopiero jest problem!
Żurek: — Problemów jest taki bezlik, że aż nie wiem, od czego zacząć! Na przykład pęczniejąca klasa przyimków. Wydaje się, że jest ich niewiele: z, do, na, dla, w, od, przez itd. Tymczasem ta klasa liczy dobre kilkaset jednostek i ta liczba ciągle rośnie. To dzięki tak zwanym przyimkom wtórnym, które składają się zwykle z „normalnego” przyimka i rzeczownika i mają stały rząd przypadkowy. Chodzi o takie przyimki jak na rzecz (czegoś), w kierunku (czegoś), z tytułu (czegoś) czy w stosunku do (czegoś). Trochę podobnie jest w spójnikach, gdzie prócz prostych spójników i, lub czy oraz są także spójniki złożone w rodzaju a to _, a to _; zarówno _, jak i _ itd.
Szałek: — Ale widzisz, w nowszych opisach językoznawczych okazuje się, że np. definiowane spójnika jako tej części mowy, która łączy, jest dość problematyczne. Widziałem poważną pracę, która do prawdziwych spójników zaliczała naprawdę mało wyrazów. Nawet taki standardowy, wydawałoby się, spójnik jak że do spójników się nie zaliczał.
Żurek: — To prawda. Coraz częściej takie słowa jak że, iż, żeby, ażeby itp. łączy się w grupę, którą nazywa się włącznikami. Nazwa może dziwna, ale mniej więcej odpowiada ona zakresowi tradycyjnego terminu spójnik podrzędny. Ale rzeczywiście że nie łączy — że służy do włączania w tok wypowiedzi zdania podrzędnego. Spójników nie jest dużo, ale dzielą się na kilka grup o przeróżnych właściwościach. Choć trzeba przyznać, że zawsze najciekawsze rzeczy można wyciągnąć z worka na językowe odpadki. Oczywiście wiesz, o jakim worku mówię?
Szałek: — O partykułach! To też paradoks, bo kiedyś faktycznie wszystko, co nie łapało się do jednej z dziewięciu klas części mowy, trafiało do partykuł. A mimo to dziś okazuje się, że jeszcze więcej wyrazów nie mieści się w tradycyjnych ramach klasyfikacyjnych. Na przykład wiele słów wyglądających jak przysłówki okazuje się po bliższym przyjrzeniu wcale przysłówkami nie być. Choćby widocznie (jak w Widocznie to Marek przyszedł), rzeczywiście (jak w Marek rzeczywiście przyszedł) czy głównie (jak w Lubi czytać, głównie kryminały).
Żurek: — Te przysłówki w takich użyciach albo zalicza się do partykuł, albo do nowej klasy: przysłówków metapredykatywnych… Ale idźmy dalej. Wydaje się, że trudno o bardziej przysłówkowy przysłówek niż bardzo. A on jest inny niż inne przysłówki, bo może i odpowiada na pytanie jak?, ale modyfikuje także przysłówki. Z tego powodu mówi się o klasie intensyfikatorów, do której należeć też będzie np. strasznie (jak w Jechał strasznie szybko — ale w Wyglądał strasznie jest to przysłówek). Ciekawą częścią mowy są również operatory adnumeratywne, czyli wyrażenia służące do wyrażania przybliżonej wartości czegoś, np. Miał ponad tysiąc książek. Operatorami adnumeratywnymi są m.in. ponad, około, bez mała, plus minus czy z (jak w Miał z tysiąc książek).
Szałek: — To już samych tych nowych klas części mowy pewnie wyjdzie z dziesięć, choć niektóre z nich nie wyglądają na bardzo licznie reprezentowane.
Żurek: — Niektóre klasy części mowy są bardzo nieliczne, ale rekord tutaj bije klasa nazwana operator negacji. Jak łatwo się domyślić, należy do niej wyłącznie nie. Oznacza to, że żadne inne słowo nie ma takich właściwości składniowych jak nie. A pomyśleć, że jeszcze w XIX-wiecznych słownikach polszczyzny zdarzało się autorom napisać, że nie to przysłówek. Dlaczego? Znów dlatego, że określa czasownik i niby odpowiada na magiczne pytanie jak?.
Szałek: — Jak nie, jak tak 😉 Hm, mogę skończyć naszą rozmowę mądrym cytatem, tylko musisz zapytać mnie o sens opracowywania podziałów na części mowy.
Żurek: — Proszę. Jeśli spojrzy się na całe bogactwo podziałów wyrazów na części mowy (którego przedstawiliśmy tylko wycinek), można się zastanawiać, czy dalsze ich tworzenie (lub poprawianie istniejących) jest zasadne….
Szałek: — Odpowiedź daje M. Grochowski:
Klasyfikacje leksykalnych jednostek języka mogą być ulepszane bez końca. Nie ma i nie będzie klasyfikacji idealnych. (…) I choć każda klasyfikacja stanowi tylko aproksymatywny obraz zróżnicowania formalno-funkcjonalnego jednostek, weryfikowanie klasyfikacji istniejących na podstawie analizy nie zbadanych wcześniej jednostek bądź w wyniku rewizji dotychczasowych analiz trzeba uznać za przedsięwzięcie płodne poznawczo. (Grochowski M., Wyrażenia funkcyjne. Studium leksykograficzne, Kraków 1997, s. 9)
Żurek: — Ładne. Może nasz wpis też będzie płodny poznawczo.