smaczki językowe

Siadaj, Kulson! Chodź, szogunie…

Czyżby to była analiza fraz rozkaźnikowo-wołaczowych? Tych medialnych, więc będzie medialnie: lekko, łatwo i przyjemnie. To elementarne, drogi Kulsonie.

Emocje towarzyszące zatrzymywaniu demonstrantów przez policję muszą być niemałe. Osoba nagrywająca taki moment z pewnej odległości usłyszała 11 listopada 2017 roku, podczas Marszu Niepodległości, a potem upowszechniła informację, że policja w wulgarny sposób zwróciła się do kobiety. Byłoby to, owszem, naganne, ale także prawdopodobne. Policjanci nie są wolni od emocji. Do zatrzymywanych osób nie zwracają się per pan, pani ani obywatelu, ale w drugiej osobie liczby pojedynczej: Stój! Wysiadaj! Pojawiają się też określenia bardzo potoczne. Widocznie rozpoznanie operacyjne i socjolingwistyczne podpowiada, że szybciej zostanie zrozumiana i wykonana komenda Gleba! niż Proszę się położyć na chodniku.

Arcypolskim sygnałem emocji zaś, jak to kiedyś mówiłem, jest słowo na k. To właśnie słowo wszyscy najpierw usłyszeli w nagraniu z 11 listopada, pojawieniem się tego słowa wielu się oburzyło, wielu zawstydziło, a niektórzy przedstawiciele policji byli gotowi za jego pojawienie się przeprosić.

A tymczasem następnego dnia, po sprawdzeniu policyjnych nagrań i rozmowach z uczestnikami zdarzenia, wydano komunikat, że nikt tam wtedy nic wulgarnego nie powiedział, a już zwłaszcza do nikogo z zatrzymywanych.

SIADAJ, KULSON!

Mam wrażenie, że komunikat ten wydano z tryumfem, ale i tajonym niedowierzaniem. Nic bardziej bowiem nie wprawia w zdumienie niż objawienie się prawdy. Adresatem okrzyku był inny policjant, a słowem na „ku…” było koleżeńskie pseudo „Kulson”.

Wszystko jest prawdopodobne. Czy o Kulsonie będzie ktoś za rok pamiętał, trudno powiedzieć. Zdarzyło się już, że pewien polityk rzekł był „Kulson mać!”. W polszczyźnie mówionej zdecydowanie częste jest wiadome słowo na „k”, które bywa eufemizowane na setki sposobów. Przytoczmy, bo najszybciej, za Słownikiem eufemizmów polskich prof. Anny Dąbrowskiej (która notabene kiedyś udzielała wywiadu Łukaszowi) eufemizmy do poniżającego kobiety określenia. Czy wszystkie one są łagodne?

awanturnica, pani / kobieta / dama lekkich (nieciężkich) obyczajów, call-girl, cichodajka, córa Koryntu,

dama do towarzystwa, dama podejrzanej konduity, dobrodziejka, dobrzedziałka, dorotka / dorka / dosia (to w czasach staropolskich), dziewczyna na letnie wieczory, dziewczynka, dziewczyna służąca publicznej rozkoszy, dziewka, dziéwka,

flądra, gamratka, kiepura (kto by pomyślał?), kobieta gotowa do usług, kobieta nierządna, kobieta nieprywatna, kobieta pracująca nocą, kobieta upadła, kokocica, kokota, krzywa (to z łaciny), kurtyzana,

ladacznica, łatwa kobieta, małpa, metresa, murwa, nierządnica,

panienka, sex-worker, szczodra pani, tirówka, wesoła kobieta, zbłąkane dziewczę…

Młodszy aspirant Kulson stał się bohaterem memów. Współczujemy, więc nie zamieszczamy.

WOŁACZ, MÓJ DROGI WATSONIE!

Nikt by nie musiał przeprowadzać drobiazgowych śledztw, gdyby w polszczyźnie wciąż funkcjonował wołacz. Kulsonie byłoby wprawdzie dłuższe o jedną sylabę od Kulson, ale nikt by nie suponował, że był to zgoła inny wołacz, od rzeczownika rodzaju żeńskiego. Wszyscy wyraźnie słyszeli przede wszystkim samogłoski — pierwszą u i drugą o.
Ale co z tym wołaczem? Czasem wydaje się, że ginie, bo w przypadku imion zastępuje go często mianownik. Przykład obrazkowy:

Z wołaczem jest w ogóle rzecz nieprosta, bo bywa i przeciwnie: gdy idzie jakiś gościu, to wołacz przechodzi do mianownika. A kiedy indziej znów po staremu: nikt przecież nie woła „Bóg!”.

Najwięcej kłopotów sprawia nam jednak wołacz od nazwisk męskich, które nie są równe przymiotnikom, czyli takich jak Nowak (czy Czesak)… albo Watson. Przywykliśmy jako społeczeństwo, że Holmes (w niektórych wydaniach Holms) zwracał się do swojego towarzysza per Watsonie. Współcześnie raczej się nie mówi: panie Dudo, mimo że Dobry słownik ma taką formę jako wołacz w odpowiednim haśle. A gdy Ferdynand Kiepski mówi do sąsiada panie Paździochu, wydaje się to błędne. Komu się zaczęło nieco mącić w głowie, jak gdyby został potraktowany elementem wyposażenia policjanta prewencji, może spokojnie zerknąć do reguły dotyczącej nazwisk i wołaczy od nich.

DWA ŁYKI Z KUBKA SZOGUNA

Jakoś samo tak przy Kulsonie wyszło, że tematem wpisu stały się nieoficjalne nazwy osób. Naukowo zajmuje się nimi dział onomastyki zwany antroponimią. Użyliśmy słów pseudo i ksywa, które w grupach koleżeńskich i innych zastępują nierzadko imiona i nazwiska. Szlachetniej brzmi pseudonim — używają go nieraz twórcy, a w czasie wojny był wymagany w konspiracji. Uczestnicy internetowych dyskusji często występują pod nickami.

A jak rodzą się te wszystkie ksywki? Bywa, że z czystego przypadku, a potem na długo przyklejają się do człowieka. Tak było z generałem Koziejem, hasającym po japońskim parlamencie podczas wizyty prezydenta Komorowskiego w Japonii. Pamiętacie słynne „Chodź, szogunie!”? Z tego też zresztą tłumaczono się gęsto. Być może gdyby dziś odsłuchać nagranie w bardzo zwolnionym tempie, usłyszelibyśmy „Chodź, Kulsonie!”. Odkrylibyśmy wtedy tajemny kod władzy…

Tak rodzą się przezwiska i przydomki. Można z nimi walczyć lub się obrażać. Można też podejść do sprawy z humorem, jak uczynił Pierwszy Szogun III RP:

EDUKACYJNIE

Wyciągnijmy z Kulsona jeszcze jeden nauki klucz. Skorzystajmy z okazji i nauczmy się interpunkcji:

  • siadaj, Kulson!
  • chodź, szogunie!

W szczegółach w regule językowej: „interpunkcja: po wołaczu lub wyrazie-wykrzykniku”.

Najnowsze komentarze