Wulgaryzmy były, są i będą. Ale czy umiemy sobie z nimi radzić? Specjalnie nie piszę „używać”. Przecież niektórzy wręcz sądzą, że w używaniu wulgaryzmów staliśmy się mistrzami świata. Ale w użyciu wulgaryzmu żadnej sztuki nie ma. Sztuką jest dopiero to, jak sobie z nim radzimy, jako odbiorcy i jako nadawcy.
CO RAZI, CO NIE RAZI
Wydaje się, że współcześnie nie da się odpowiedzialnie twierdzić o społeczeństwie polskim, że jest nieczułe na wulgaryzmy, że ich nadużywa, czy że odwrotnie — potępia je, odchodzi od nich. Poczucie tego, co jest wulgarne, zmienia się nie tylko w ramach pewnych grup społecznych i wiekowych, ale także chyba po prostu u pojedynczych osób z tychże grup. Dlatego w „Dobrym słowniku” z chęcią przyjęliśmy pewien sposób definiowania z „Innego słownika języka polskiego” pod red. M. Bańki (2000), gdzie w definicjach używa się sformułowań w rodzaju „używane w bardzo potocznej polszczyźnie, dla wielu osób wulgarne”. Porównaj w Dobrym słowniku: bladź, cichodajka, minetka, pyta.
Równie problematyczna jest kwestia wykropkowywania wulgaryzmów. Ostatni wywiad dla Gazety Wyborczej udzielony przez mojego dobrosłownikowego kolegę, dra Artura Czesaka, miał tytuł „Mowa, dupa i kamieni kupa”. Wywiad wspaniały w swej treści, a tytuł… No wolałbym tam wykropkowanie. Nam też zdarzało się przyciągać niesalonowym słowem w tytule (nawet tym samym, we wpisie O trzech wpadkach słownikowych, czyli jak Iwo chowa d…), ale jednak wykropkowanym.
W treści wywiadu jest jednak jeszcze gorzej. Wybaczcie, teraz muszę zacytować oryginał, żeby pokazać, o co mi chodzi:
— O, widzę, że słowo „chuj” może mieć 300 znaczeń.
— Tak, bo język mamy bardzo giętki, a głowa ciągle kombinuje. Słownictwo ubożeje, za to związki wyrazowe rozkwitają. Przykłady: słowo na „ch”, które pani raczyła przywołać, może wspierać znaczenie: „oszalałeś”, mieć funkcję dezaprobatywną, na przykład kontekst „z chujem na głowę się zamieniłeś”. Dalej: znaczenie „bardzo”, funkcja wzmacniająca, kontekst „piździ jak chuj, zimno na dworze, do chuja wacka, a oni stoją”. Albo znaczenie „niech to”, funkcja dezaprobatywna, kontekst „do chuja, ale zjebana pogoda”. I żeby było jasne — ja to czytam z kropkami. Pani daje do druku całość.
— „Chujem” można powiedzieć wszystko.
Zobaczcie, że dziennikarka nie stosuje wykropkowania wulgaryzmów, choć dr Czesak się od ich pełnego zapisu dystansuje. Więcej nawet, wcześniej znajdujemy w wywiadzie fragment: (Artur Czesak) „Ona niekoniecznie jest piękna, opiera się na kilku rdzeniach zaczynających się od: k, ch, p, j. Nie muszę tłumaczyć, że to słowa, które się wykropkowuje?” (Dziennikarka) „Nie musi pan”.
Nie do końca zgadzam się też ze zdaniem Kominka (obecnie Jasona Hunta) wyrażonym w książce „Bloger”:
Nie lubię gwiazdkowania wulgaryzmów. Zakazuję ich używania, ale w pełni rozumiem, że czasem trzeba rzucić jakąś „kurwą”. No to bardzo proszę pisać „kurwa”, a nie „k*rwa”, bo niby czemu ma służyć ta gwiazdka? Chcesz zakląć czy nie? Jeśli nie, to nie rób tego w ogóle, a jeśli już musisz — pierdolnij normalną „kurwę”, a nie mi się (…) bawisz w jakieś (…) gwiazdkowania! Żałosny widok, zaczerpnięty z „politycznie poprawnych” mediów, które czasami ocierają się o absurd. Niedawno widziałem w tytule jednego z tekstów słowo „bu*del”. Co jest takiego złego w burdelu? Nie wiem, może coś jest, jeszcze nigdy w nim nie byłem. (s. 309)
Kominek bierze pod uwagę tych, którzy wulgaryzmu mieliby użyć, ale nie bierze pod uwagę tych, którzy chcą go cytować lub o nim opowiedzieć. Moim zdaniem piękno wypowiedzianego wulgaryzmu na piśmie oddaje wyłącznie wulgaryzm wykropkowany.
Oczywiście, można przedobrzyć, jak we wspomnianym bu*del i jak w obróbce nagrania z dyskusji językoznawczej z konferencji „Bogactwo współczesnej polszczyzny”. Zobaczmy, jak bez sensu włączone jest pipkanie, choć Piotr Zbróg wypowiada wersję pełną i poprzedza to słowami „i tu muszę powiedzieć”, czy potem „przepraszam, ale jesteśmy w gronie językoznawców, to trzeba powiedzieć”:
Polecam obejrzeć fragmencik od danego momentu do 35:22.
PIĘKNO WULGARYZMU
Wulgaryzmy są potrzebną częścią języka. To założenie, które przyjmuję i którego nie będę tu w ogóle udowadniał. Szkoda na to miejsca, a mam ciekawsze rzeczy do opowiedzenia.
Do myślenia może niech da tylko taki dowcip:
Jasio przewrócił się, stłukł kolano i zaczął głośno przeklinać. Przystaje przy nim jakiś mężczyzna i mówi:
— Jesteś za mały, żeby tak przeklinać!
— Wszyscy mi mówią, że jestem już za duży, żeby płakać! To co ja mam robić, kiedy sobie stłukę kolano?!
A skoro jesteśmy przy dowcipach. Zauważyłem taką manierę, że w puencie dowcipu musi pojawić się słowo na „k”. Inaczej, w mniemaniu opowiadającego, dowcip nie ma odpowiedniej siły. I to nie jest tylko domena imprezowiczów-kawalarzy, ale też kabaretów z pierwszych stron telewizorów i YouTube’a. Zgodnie z tym przykazem powyższy dowcip powinien kończyć się:
— Wszyscy mi mówią, że jestem już za duży, żeby płakać! To co ja mam, k…a, robić, kiedy sobie stłukę kolano?!
Piękno wulgaryzmu może być zatem zabite nie tylko przez nadużywanie wyrazów brzydkich. To jest akurat dla wszystkich oczywiste i jeszcze do tego wrócę. Piękno wulgaryzmu zabija też nieradzenie sobie z umiejscowieniem go w odpowiednim kontekście czy sytuacji. Jeśli Magda Gessler powie w swoim słynnym programie, że „ta zupa jest po prostu zaje….a”, to wchodzi w zwykły banał i prostactwo. Dlaczego? Bo jeśli tego typu osoba w wypowiedzi ostatecznie jednak publicznej chce być atrakcyjna stylistycznie, to musi wyrazić się tak, żeby być przeciw modzie. W tym wypadku przeciw modzie na wulgaryzację języka. Zwłaszcza jeśli w kuchniach w restauracjach mięsem (językowym) rzuca się na prawo i lewo. Jeśli nawet tak jest, to my nie chcemy tego widzieć tak wywleczonego na światło dzienne. Dlatego też wciąż rażą nas nagrania polityków, na których klną oni na całego. Choć sami nieraz używamy takiego słownictwa, to jakoś u nich nas to kłuje. Może chcemy, żeby oni umieli radzić sobie z tym, z czym sobie sami nie radzimy…
Bardzo łatwo znaleźć przykłady wulgaryzmów źle użytych, o wiele trudniej w drugą stronę. Ale spróbujmy. Oto w dziale sportowym jednego z najpopularniejszych polskich portali znów serwują różne na wpół rozebrane fotki żony jakiegoś piłkarza, większość to selfie ściągnięte z Instagrama. Użytkownik serwisu komentuje:
nie mogę się nadziwić, jak społeczeństwo przeszło do normalności z reagowaniem na robienie zdjęć swojej dupy w odbiciu lustrzanym
Albo taka anegdotka od prof. Bańki, mowa o wnuku:
Ten trzyletni już mówi, ale zamiast 'r’ zawsze 'j’. Jak biegnie przez plac zabaw i krzyczy 'Hurra!’, to się różne mamy oglądają.
Czy wreszcie pamiętna piosenka Elektrycznych Gitar:
CZTERY SŁOWA ZA MAŁO
Problem Polaków, tu pozwolę sobie mimo wszystko na generalizację, nie polega na tym, że używają wulgaryzmów czy nawet ich nadużywają. Problem wiąże się z tym, że przez ich nadmiar zubożają oni siebie, swoje wypowiedzi, swój świat.
Chciałbym w tym miejscu dać oręż tym, którzy zwracają uwagę na nadmiar wulgaryzmów i w odpowiedzi słyszą: „A kto ma prawo decydować, że to brzydkie słowo? Dla mnie ono nie jest brzydkie”. To nie o to chodzi.
Znacie dzieło „Słownik polszczyzny rzeczywistej”, ułożony przez badaczy polszczyzny stosowanej z Uniwersytetu Wrocławskiego i Łódzkiego? Zawiera on 4 (słownie: cztery) słowa oraz ich pochodne. Te słowa to
- k…a,
- ..uj,
- je..ć,
- pier….ć.
Autorzy słownika stawiają hipotezę, że za pomocą tychże wulgaryzmów (i pochodnych, które tworzą przede wszystkim przedrostki na-, od-, za-, pod-, w-, u-, prze- itd.) można wyrazić bardzo wiele w polszczyźnie, że są one bardzo pojemne komunikacyjnie i nie są tylko zwykłymi przerywnikami czy wypełniaczami.
— Odkryliśmy głębokie pokłady kreatywności. Rzadko kiedy spotyka się możliwość implementacji jednego słowa w 47 funkcjach komunikacyjnych. Za pośrednictwem k..wy możemy wyrazić zachwyt, dezaprobatę, pogardę, czy groźbę. Dotychczas naukowcy twierdzili, że przekleństwa to zwykłe wypełniacze. Nasze badania pokazują, że mają realne funkcje komunikacyjne — komentuje prof. Michael Fleischer z Zakładu Projektowania Komunikacji UWr. (uni.wroc.pl, 2011)
Mniejsza o wulgarność wulgaryzmów. Istota sprawy tkwi w tym, że jeśli będziemy ładować tyle znaczeń w parę słów, to wpadniemy w banał, pustotę, „ubogość” słowną. To jest tak samo puste, jakbyśmy używali w kółko czterech innych słów. Weźmy tylko trzy, niech będą to: pianino, buraczany i trzeć. I mamy monolog:
Patrzył na mnie, pianino buraczane, to mu wtarłem. Wszystko przez to, pianino, że ten klej, pianino, był taki buraczany. I się rozwinęła, pianino, taśma buraczana. Roztarła się w pianino. Pianino. Teraz przetrę się, pianino, trzy miesiące w tej buraczanej ławce.
Co za bełkot, prawda? Ale gdybyś nawet mówił normalnie, a wtrącał tylko w swe wypowiedzi pianino, to byłoby to równie kretyńskie.
ANTYWULGARNA PROPOZYCJA
Dlatego mam dla Ciebie lub kogoś, komu zechcesz przekazać tę myśl, pewną propozycję. Usuń ten wulgaryzm, którego używasz najczęściej, i obserwuj, jak zmuszasz tym samym swój mózg do poszerzania zasobu słów w użyciu. To może być bolesne i następować powoli, ale to działa.
Trzeba by zakończyć trafnie użytym wulgaryzmem (oczywiście wykropkowanym!), widniejącym na okładce wspomnianego wcześniej „Słownika polszczyzny rzeczywistej”. Profesor Dariusz Doliński zmodernizował słynne, ponoć pierwsze, polskie zdanie: Daj ać ja pobrusze, a ty, k…, poczywaj.
PS po latach: grzechem zaniechania było niewspomnienie o „Beksie” Artura Rojka. Pierwszy komentarz (z największą liczbą łapek w górę) pod videoklipem na YouTubie to: Jedno z najlepszych „kurwa” jakie słyszałem ( ͡° ͜ʖ ͡°).