z życia (i słownika)

O tych, co rybów i jajców nie jedzą. Słowo jarosza, ale nie frutarianina

Moda na niejedzenie czegoś bywa ważniejsza od mody na jedzenie. Różne wege nazwy powstały, a osoby przygotowujące konferencje mierzą się z kulinarnymi problemami. Zwłaszcza gdy ryby nie chcą nie być mięsem…

W niedawnym wpisie koledzy podjęli lekko nieświeży temat much. Nieświeży, bo przecież każda mucha urodziła się z jaja złożonego w truchle lub w odchodach…  Dlatego proponuję dziś przejście do rejonów, gdzie pojawiają się raczej… muszki owocówki.

Jakiś czas temu wybierałem się na kolejną konferencję (nie, to nie był naukowy debiut Dobrego słownika). Problemem organizatorów jest zawsze organizacja posiłków. A to ktoś zadeklaruje, że skorzysta ze wszystkich posiłków, a potem nagle wyjeżdża pierwszego dnia (zaraz po swoim referacie), a to ktoś miał być na kolacji, ale korzystając z okazji, postanowił np. iść do opery. Wiele razy organizowałem konferencje, więc znam to od drugiej strony i zawsze jako uczestnik staram się sprawiać jak najmniej kłopotów i podawać dokładne informacje o swoich gastronomicznych planach i preferencjach. Zawczasu zatem uprzedziłem organizatorki, że na obiadach będę i że mają być wegetariańskie.

RYBY TO TEŻ MIĘSO?

Szybko dostałem potwierdzenie, że wszystko jest załatwione i że dla mnie na konferencyjny obiad i w piątek, i w sobotę będzie… ryba. Wydaje się oczywiste, że ryby to zwierzęta, mięso jest ze zwierząt, zatem np. filet z łososia to mięso. Sprawa jednak nie jest taka prosta. Ani język potoczny, ani terminologia nie są bowiem jednoznaczne.

[…] podczas gdy w Niemczech formalnie roi się od towarzystw „dla reformy życia”, w których jużto wegetarjanizm, jużto frugiworyzm (owocożerstwo) jest osią, około której cały tamtejszy ruch regeneracyjny się obraca, u nas o dążeniach tych prawie nic się nie wie, lub też tylko rzeczy bałamutne i wegetarjanów uważa się wciąż tylko za pewien rodzaj nieszkodliwych warjatów. (1908 r.)

Według polskiej i unijnej definicji prawnej mięso to produkt do jedzenia pochodzący z ssaków i ptaków. Ryby stanowią osobny typ pokarmu. Jeśli zatem zdefiniujemy wegetarianizm po prostu jako ‘niejedzenie mięsa’, wegetarianin będzie mógł jeść ryby. Dlatego w ten sposób nie można wegetarianizmu definiować. Trzeba raczej uznać, że jest to ‘niejedzenie mięsa i ryb’. Zresztą każdy wegetarianin jest na tyle świadomy, że sam sobie układa odpowiednią definicję tego, czego nie je. Na przykład nie jem niczego, co ma oczy; nie jem niczego, co żyło i miało układ nerwowy; nie jem niczego, co żyło i robiło kupę.

Samo niejedzenie mięsa przy jednoczesnym jedzeniu ryb bywa nazywane semiwegetarianizmem, ale rzadko ktoś mówi o sobie „jestem semiwegetarianinem”. To już raczej termin specjalistyczny, podobnie jak laktoowowegetarianizm (niejedzenie mięsa i ryb, ale jedzenie nabiału i jajek), laktowegetarianizm (niejedzenie mięsa, ryb i jajek, ale jedzenie nabiału) i owowegetarianizm (niejedzenie mięsa, ryb i nabiału, ale jedzenie jajek).

Bardzo już dzisiaj liczne uczone prace specjalistów dostatecznie wykazały całą mylność mniemania, jakoby mięso było najpożywniejszym z pokarmów; przeciwnie — mięso jest źródłem bardzo wielu chorób trapiących ludzkość. (1908 r.)

W języku potocznym jest trochę dowodów na to, że ryby nie są traktowane jako zwierzęta. Przecież osoby zabijającej ryby na pokarm lub dla przyjemności nie nazywa się „myśliwym”, a samego procesu zabijania ryb nie nazywa się „ubojem” czy „polowaniem”. Wyjątkowo polowaniami nazywa się łowy na rekiny (zapewne ze względu na ich drapieżność) oraz wieloryby (bo w końcu rybami nie są).

Boć przypomnijmy sobie tylko, że prawie żadne dziecko nie lubi mięsa, przekładając zawsze po nad mięso jarzyny, owoce i słodycze; tak samo dzieci mają wstręt do alkoholu. Dopiero tresura przyzwyczaja je do najadania się mięsem, jako czymś nibyto bardzo pożywnym, i do zakrapiania tego alkoholem. (1908 r.)

Toczą się czasem w mediach dyskusje o tym, czy powinien być wprowadzony zakaz udziału dzieci w polowaniach oraz w rytuałach z nimi związanych. Ale nie budzi już takich medialnych emocji, że dzieci tresuje się do „wędkowania”, czyli nieraz zabijania ryb. A same dzieci, i tym bardziej ryby, głosu tu nie mają.

Także w polskiej tradycji religijnej twierdzi się, że dania postne są bezmięsne, choć zwykle w czasie postu je się ryby. Dlatego też oczywiście na wspomnianej konferencji w piątek i tak miała być na obiad ryba, opcja zaś „wegetariańska” miała tylko spowodować, że ta sama ryba byłaby i drugiego dnia.

CIĄGLE TE MUCHI

W ten sposób powoli zbliżamy się do zapowiadanych muszek owocówek. Są bowiem osoby, dla których taki czy owaki wegetarianizm to za mało. Dla których niejedzenie mięsa i ryb to tylko częściowe uznanie, że nie przyczynia się do krzywdy zwierząt. Weganizm zakłada pozbycie się z diety jakichkolwiek produktów odzwierzęcych (czyli też sera, mleka, jajek, a nawet miodu), a ponieważ zwykle wynika on z przekonań światopoglądowych, weganin nie będzie też np. używać butów z „prawdziwej” skóry i  kosmetyków testowanych na zwierzętach. Czy można iść jeszcze dalej? Tak. Oto bowiem istnieje frutarianizm. Polega on na tym, że je się wyłącznie te owoce i warzywa, których pozyskanie nie powoduje zniszczenia całej rośliny. Można zatem jeść np. pomidory i ogórki, ale nie sałaty i marchewki.

Jak do tych wszystkich -izmów odnosi się język polski? Rodzimym — niestety, rzadziej używanym — synonimem wegetarianina (wegetarianizmu) jest jarosz (jarstwo). Znaczenie tego słowa jest szerokie — jaroszem będzie każdy wegetarianin. Nie ma żadnego „półjarosza” ani „jajojarosza”. A jarosz to słowo stare. Świadczy o tym to, że przymiotnik jary w znaczeniu ‘mocny, silny’, od którego jarosz pochodzi, wyszedł już z użycia. Jedyne jego ślady we współczesnym języku polskim to frazem stary, ale jary oraz termin zboża jare (tu jednak jary znaczy raczej ‘wiosenny’).

Z wegetarjanizmem, czyli szerzej jarstwem, łączy się dążenie do odrodzenia całego człowieka, do uwolnienia go od duszących mjazmatów, od ubocznych produktów tak licznych przy dzisiejszym sposobie wytwarzania kultury. Z ruchem jarskim wiąże się uwolnienie człowieka od miast, zbliżenie go z przyrodą. Z jarstwem łączy się przeciwdziałanie zniechęceniu do życia i wszystkim tego zniechęcenia tak smutnym, a tak częstym dzisiaj przejawom. (1908 r.)

Puenta: na owej konferencji ostatecznie i tak w każdej potrawie, w której nie było mięsa i ryby, znalazły się owoce… morza.

Wszystkie cytaty pochodzą z artykułu Jana Hempla pt. Nie jedz mięsa!, który opublikowany został w lubelskim „Kurjerze” 22 sierpnia 1908 roku.

Najnowsze komentarze