z życia (i słownika)

List z kancelarii prawnej, czyli jak Procter & Gamble zakazuje słowa pampers

Czy można zakazać używania słowa w takim znaczeniu, jakie nie pasuje danej firmie? Ostatecznie żadna firma nie ma wpływu na to, jak ludzie używają słów.  Ale czy może mieć wpływ na treść słownika?

Nie byłem specjalnie zaskoczony. Gdzieś obijała już mi się ta kwestia o uszy. I o oczy, bo widziałem przy hasłach słownikowych znaczek ® (mamy w Dobrym słowniku regułę językową na temat tego typu oznaczeń). Pismo z kancelarii prawnej reprezentującej Procter & Gamble (poświadczenia pełnomocnictw dołączono w załączniku) stwierdzało wprost, że chodzi o naruszenie:

pismo-5

 

O CO W OGÓLE CHODZI?

Co miłe, tłumaczyło to ładnie samo pismo prawnicze. Otóż P&G bardzo ceni sobie swoje marki, które dzięki reklamie i promocji stały się markami znanymi na całym świecie. Firma zarejestrowała wiele znaków towarowych, w tym PAMPERS (w Polsce chronione od 1977 roku). I teraz P&G nie podoba się, że znak towarowy PAMPERS jest stosowany w sposób rodzajowy na stronach Dobrego słownika. Konkretnie chodzi o to hasło (jego wydruk został dołączony w postaci załącznika).

Cóż to znaczy „w sposób rodzajowy” i dlaczego to boli P&G?

pismo-2

A zatem przez to, że ludzie nazywają pampersami wszelkie w ogóle pieluchy jednorazowe i że np. Dobry słownik to potwierdza, Procter & Gamble może nawet stracić swoje prawa. Jak to możliwe, opowiada ładnie Mikołaj Lech, autor bloga prawniczego o znakach towarowych:

Mam do tego wszystkiego pierwsze drobne „ale”. Jak duże korzyści odnosi firma, mając markę czy produkt tak popularne, że ludzie zaczynają nazywać danym wyrazem całą kategorię wyrobów? Ile oszczędza na reklamie? Co ciekawe, potwierdzenie tego nieco zapomnianego aspektu znalazłem w… polskim wyroku sądowym:

Spółka powodowa powołuje się w tym zakresie na szerokie akcje reklamowe, jednakże z jednej strony nie wykazuje ich skuteczności, z drugiej zaś strony wyrazić można przypuszczenie, że właśnie produkty renomowane nie wymagają reklamy (przykładem niech tu będzie jedna z marek pieluch jednorazowych dla dzieci Pampers, której nazwa stała się wręcz synonimem takich jednorazowych pieluch, która po osiągnięciu renomowanej pozycji na rynku polskim ograniczyła reklamę).

i dalej

Przeciw opisowemu charakterowi tego wyrazu nie przemawia zaś, że został on zastrzeżony jako znak towarowy. Najlepszym przykładem niech będzie tu wspomniana już marka pieluch jednorazowych Pampers, której słowny znak towarowy stał się wręcz synonimem pieluch jednorazowych (tak samo zresztą było z przenośnym urządzeniem do odtwarzania kaset magnetofonowych, półbutami sportowymi czy marką samochodów, która spolszczywszy się stała się nazwą klasy pojazdów – „r.”, żeby wskazać na najbardziej znane przykłady). [http://orzeczenia.lodz.sa.gov.pl] (chodzi o walkman, adidasy i rower — przyp. red.)

 

ŻĄDANIE NR 1

Choć wymienione jako drugie, dotyczyło zobowiązania się do:

pismo-3

Z ciekawości zrobiłem szybki przegląd sieci i przekonałem się raz-dwa, że nie my pierwsi takie pismo otrzymaliśmy:

fragment hasła „pampers” na sjp.pl
fragment hasła „pampers” na sjp.pl
hasło „pampers” na synonimy.pl
hasło „pampers” na synonimy.pl
hasło „pampers” na sjp.pwn.pl
hasło „pampers” na sjp.pwn.pl

 

Co więcej, istnieje specjalny przepis prawny (rozporządzenie unijne) regulujący taką sytuację. Nie jest on skomplikowany, więc przytoczę fragment:

„Jeżeli reprodukcja unijnego znaku towarowego w słowniku (…) stwarza wrażenie, że stanowi on nazwę rodzajową, wydawca utworu zapewnia, na żądanie właściciela wspólnotowego znaku towarowego, aby reprodukcji znaku towarowego, najpóźniej w następnym wydaniu publikacji, towarzyszyło wskazanie, że jest to zarejestrowany znak towarowy”.

I z tym w Dobrym słowniku problemu nie mieliśmy. Dodaliśmy drugie hasło, którego tak naprawdę brakowało. Dobry słownik może być słownikiem na życzenie także dla Procter & Gamble 😉 Oto link do hasła.

pampersy-2

ŻĄDANIE NR 2 — I TU ZACZYNA SIĘ ZABAWA

Dotyczy zobowiązania się do:

pismo-4

Jak to rozumieć? Chyba tylko tak, że kancelaria chciałaby, żeby Dobry słownik nie podawał definicji, że pampersy to potocznie pieluszki jednorazowe. Ponury żart? Być może nie wszystkim takie znaczenie jest bliskie, por. (pisownia oryginalna):

witam, chcialam ostatnio zakupic pieluchy dla maluszka i spotkalam wielka pake (80szt) za 26zł. Pisalo na nich pieluchy a wygladaly jak pampersy? nigdy sie tym nie interesowalam bo to moja 1 ciaza ale czy to jakis nowy wynalazek?;) warto kupic zamiast pampersów? [dobramama.pl, 22.02.2011]

Tutaj jedna pani dziwi się, czemu sprzedawano coś, co wyglądało jak oryginalne pampersy, ale nie było jako pampersy oznaczone. A to były po prostu pieluchy jednorazowe innej firmy. A takie zdziwienie już dziś chyba nie ma miejsca (cytat jest z 2011 roku). Mamy i żony wysyłają ojców i mężów po pampersy i nie znaczy to wcale, że mają oni przynieść pieluchy marki Pampers.

No i cóż, w Dobrym słowniku przyjęliśmy za punkt honoru opisywanie językowej rzeczywistości (uzusu), a nie jej wymyślanie. Czyżbyśmy mieli pomijać znaczenie obecne w żywej mowie, bo… tak każe nam wielka, globalna firma?

W języku nieraz firmowe produkty stają się nazwami zwyczajowymi właśnie przez to, że zdobyły one tak dużą popularność, iż ludzie po prostu dany typ produktu z tą nazwą utożsamiają. Tak się działo zawsze i to jest naturalny proces językowy. Mamy takie nazwy przedmiotów, które dzisiaj już w ogóle nie kojarzą nam się bezpośrednio z jakąś marką, chociaż od takiej powstały. I tego nie da się powstrzymać żadnymi nakazami czy zakazami. I być może tego P&G się boi?

Całkowity paradoks może więc polegać na tym, że firma zakaże rejestrowania w słowniku słów i znaczeń, które istnieją w obiegu językowym. Nie może przecież zakazać ludziom mówienia tak, jak oni chcą. W uzusie będzie zatem funkcjonować słowo pampers w dwóch pospolitych znaczeniach, ale w słownikach tych znaczeń nie będzie, bo… prawnie będzie to zakazane. Paranoja?!

O komentarz poprosiliśmy Mikołaja Lecha, rzecznika patentowego:

To pismo wcale mnie nie zaskakuje. Co więcej, Procter & Gamble nie ma dużego pola manewru. Jeżeli nie będzie podejmować aktywnych działań w celu obrony swojego znaku towarowego, autentycznie go straci.

To ciekawy przypadek, kiedy zbyt duża popularność danej marki, może doprowadzić do tego, że konsumenci zaczną ją kojarzyć jako nazwę określonego rodzaju produktów, a nie jedną z wielu marek. Jeżeli do tego dojdzie, to określeniem „pampers” będzie się mógł oficjalnie posługiwać każdy producent pieluszek. Procter & Gamble straci więc monopol prawny na swój renomowany znak towarowy. Taki los spotkał już wiele marek, jak aspiryna, jojo czy chociażby krówki.

W Polsce z tzw. degeneracją znaku towarowego starali się przykładowo walczyć prawnicy Wedla. Napisali do pewnej blogerki kulinarnej, aby w swoich przepisach przy określeniu „Ptasie Mleczko” zawsze dodawała R-kę w kółeczku. Celem takiego zabiegu jest komunikowanie odbiorcom, że dane oznaczenie jest zarejestrowanym znakiem towarowym (a nie nazwą rodzajową). I dokładnie z takim samym zabiegiem mamy do czynienia w sprawie słownikowej definicji słowa „pampers”.

PODSUMUJMY

  1. Otrzymaliśmy pismo od prawników, żądające dodania do Dobrego słownika informacji o tym, że PAMPERS jest zarejestrowanym znakiem towarowym.
  2. W piśmie żąda się jednak także „by w kolejnych edycjach Państwa publikacji słowo PAMPERS nie występowało w sposób rodzajowy/opisowy, czyli jako definicja dla pieluch jednorazowych”.
  3. Z jednej strony nie spełniamy wszystkich żądań kancelarii, ale z drugiej zrobiliśmy więcej, niż faktycznie kancelaria mogła oczekiwać. Nie tylko bowiem umieściliśmy informację o znaku towarowym, ale też dodaliśmy osobne hasło, które oddaje „firmową” stronę całej sprawy.
  4. Nie mamy zamiaru kasować pierwszego hasła pampers (ani pierwszego opisanego w nim znaczenia). Uważamy, że byłoby to absurdalne i oznaczało kastrację czy cenzurę języka. Ufamy, że w ogóle nie o to chodziło kancelarii prawnej.

Najnowsze komentarze