Zbliża się nowy rok. Jeśli się rozpocznie, będzie między innymi Rokiem Romantyzmu Polskiego. To wspaniale! Hajże, romantycznym zapałem uniesieni, dopieroż będziemy stosować genialną strategię Sędziego Soplicy:
Szabel nam nie zabraknie; szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele, i — jakoś to będzie!
Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie akermański step?
Wprawdzie data 2022 roku odnosi się do dwusetnej rocznicy wydania Ballad i romansów, ale nasze myśli poszybowały o cztery lata w przód, ku stepom akermańskim i Krymowi. 2026 rok oznajmia dwusetną rocznicę Sonetów krymskich. Nasz narodowy Adam Mickiewicz napisał w sonecie XVIII o tytule Ajudah:
Lubię poglądać wsparty na Judahu skale,
Jak spienione bałwany to w czarne szeregi
Ścisnąwszy się buchają, to jak srebrne śniegi
W milijonowych tęczach kołują wspaniale.
Zainspirowany Walenty Wańkowicz namalował potem „Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale”. Na Krymie jest pięknie, najbardziej w tych miejscach, gdzie ludzkie swary nie zakłócają widoku na piękno przyrody. Wtedy można z oddali spojrzeć na Judahu skałę. Ajudah przypomina pijącą wodę niedźwiedzicę. Nawet ogonek widać.
Myśli chciałyby poszybować, ale gdzie ten Akerman? O ile Wilno wciąż jest Wilnem (nieco odmiennie w każdym z języków w nim używanych), o tyle Akermanu ani dudu. Co więcej, sonety są wprawdzie krymskie, ale stepy akermańskie od Półwyspu Krymskiego dzieli jeszcze kawał drogi.
Wchodzi lampa Akermanu
Niewykluczone, że dla niektórych „suchy przestwór oceanu” jest najpiękniejszą metaforą wszech czasów, a dla innych nie do zapomnienia koszmarem czasów szkolnych. My dziś, jak zwykle bardziej czujni i spostrzegawczy, kierujemy wasz wzrok w inne miejsce!
Popatrzmy na końcówkę powyższego tekstu. Kto co? Co robi? OCB? Nie dość, że się Mickiewiczowi step wydał oceanem, ale suchym, a wóz łódką — to nam mówili w szkole — to jeszcze coś w oddali błyszczy.
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu.
Zacznijmy od końca: Akerman. Nieocenione słowniki internetowe i papierowe pozwalają dojść do ładu: w czasach starożytnych miasto nad limanem Dniestru nazywało się Ophiusa ‘miasto węży’ i Tyras, od X do XV wieku Asprokastron ‘biały zamek’. I tak już zostało, tylko zmieniały się języki i państwa: za panowania tureckiego nadano mu nazwę Akkerman (utrzymano ją pod panowaniem rosyjskim). Gdy wchodziło w skład Rumunii, nazwa brzmiała Cetatea Albă, po 1944 po rosyjsku Biełgorod-Dniestrowskij, a po ukraińsku Biłhorod Dnistrowśkyj. My po polsku śmiało możemy mówić o Białogrodzie nad Dniestrem. Miasta zmieniające nazwy, znikające i pojawiające się oczywiście mamy też w Dobrym słowniku. Można o nich przeczytać w działach ciekawostek np. pod hasłami Ursus lub Astana.
Teraz dalej: czym jest lampa Akermanu? To ci dopiero zagwozdka. Jedni sprytnie temat omijali, inni wymyślali ciekawe historie. Najbardziej podobała mi się ta, że to latarnia morska, na której zapalano lampy naftowe, by można żeglować do Owidiopola. Stanisław Makowski (uhonorujmy trzeźwo myślącego badacza) stwierdził, że interpretacja ta może być naciągana, bo gdy Mickiewicz tam zawitał, port był zamknięty, a lampy naftowej Ignacy Łukasiewicz jeszcze nie wynalazł. Inni szli w abstrakcję: uznawali lampę Akermanu za jakiś znak nadziei albo „porażający blask świetlny”, olśniewające, mistyczne „zgłębienie tajemnicy Bytu”, niewyrażalne za pomocą słów (Piotr Pochel).
Zrobiło się gęsto od profesorskich mądrości, ale nas to nie peszy, jak kiedyś przy Rejowych gęsiach. Zresztą wszystkowiedzący Rej i o lampach miał swoje zdanie:
Lampa jest sama przez się i ciemna, i brudna,
A gdy ogień przypadnie, już jasna i cudna.
Czy możemy coś do tego dorzucić albo wybrać z teorii już istniejących? No pewnie. Najpierw oddajmy głos samemu Mickiewiczowi, który nawet po 15 latach od wydania sonetów pamiętał, co widział i pisał. W sztambuchu Elizy Branickiej w 1841 r. wpisał, zapewne z pamięci:
To błyszczy Dniestr, to wchodzą lampy Akermanu.
Przepraszam romantyków i mistyków, ale mogą to być po prostu liche światła małego miasta, pełgające w oddali, gdy jeszcze resztki blasku zachodzącego słońca odbijają się od tafli rozlewiska Dniestru. Jeśli jednak pożądamy metafory, a niesprzeczność nie jest naszym priorytetem, uznajmy że wydrukowana w Moskwie wersja z lampą w liczbie pojedynczej może oznaczać księżyc oświetlający pogrążone w mroku miasteczko i twierdzę.
I wtedy wchodzę ja, cały na biało
Jaki tu jest związek z Mickiewiczem i Akermanem? No oczywisty. Wejście lampy Akermanu jest niczym współczesne wejście całemu na biało. Lampa musiała świecić jasno, żeby olśniewać, oślepiać jak flesz smartfona albo światła rampy. Po całkowitym zapętleniu sytuacji wszelakich, lirycznych i politycznych, ktoś musi być tym objawieniem. Aspirujące instagramowe influencerki najczęściej myślą o białych ubraniach na swych pięknych ciałach. #calanabialo
Skąd się to wzięło? Z poezji, choć bezpośrednim źródłem sformułowania jest skatologiczny dowcip:
Wpada facet do gabinetu dyrektora cyrku i mówi:
— Panie, mam taki numer, że ludzie oszaleją! Będzie pan milionerem!
Dyrektor na to:
— Spadaj mi pan! Mam dobry program i nie potrzebuję żadnych nowych numerów.
Facet: — Niech pan posłucha przez 30 sekund, na pewno pana przekonam.
Dyrektor: — No dobrze, mów pan, ale szybko.
Facet: — Niech pan sobie wyobrazi cały sufit cyrku obwieszony balonami. Balonami z gównem. A na arenę wjeżdżają konie. Na każdym koniu amazonka. Z łukiem. I amazonki zaczynają galopować w koło. Unoszą łuki. Zaczynają strzelać do balonów. Przebijają je po kolei, a całe gówno leci na dół. Przebijają wszystkie. Na dole wszystko jest nim pokryte.
Widzowie w gównie, arena w gównie, orkiestra w gównie, konie w gównie, amazonki w gównie…
I wtedy wchodzę ja… Cały na biało.
Tenże dowcip jednakże ma źródło w tekście poetyckim, którego autorem jest Wojciech Młynarski:
Piszemy o tym na naszym blogu, ponieważ wersja o wchodzeniu i byciu na biało stała się już skrzydlatym słowem, najczęściej używanym właśnie w odniesieniu do sytuacji, która jest idiotyczna, mocno splątana i niefajna, aż wchodzi ktoś, kto myśli, że olśniewa.
Tak to brzmi w wypowiedzi Krzysztofa Śmiszka:
Jest więc pojawienie się i opowiedzenie o tym „wchodzę ja, cała/cały na biało” niesamowitym połączeniem przybycia na białym (tak!) koniu i wygłupienia się jak ten Filip, co wyskoczył z konopi.
Mamy jasność, jak jasna… lampa Akermanu.