smaczki językowe

Jedenaście przecie raczej wporzo

Częste są biadania, że jednym z nieszczęść dręczących obecnie nasz piękny język polski jest nowa i straszna tendencja do skracania wyrazów. Demonizowane są zwłaszcza formacje spoko, nara i wporzo

Troskę o język i życzenie, by mówić wyraźnie, ładnie i z sensem, w pełni popieram, ale… kto w młodości nie liczył jed(e)na (11), dwana (12), trzyna (13), ten niech też kamieniami nie rzuca, jeno poczyta teraz o skracaniu i zmianach zacierających pierwotną budowę wyrazów i ich sens.

Wcale bowiem nie jest tak, że dawniej ludzie mówili jak enty — powoli, dłuuuugimi słowami i zdaniami, bo wolniej myśleli, a teraz mamy takie dynamiczne czasy, że wszystko chcemy zawrzeć w jak najkrótszych frazach i kondensujemy oraz skracamy, co się da. Brzmiąca uczenie nazwa tendencja do skrótowości nie jest mocno i bezwyjątkowo potwierdzona. Weźmy przymiotniki. Kiedyś były krótsze, a teraz są dłuższe oraz wyspecyfikowane:

  • żółwżółwie (tempo) — żółwiowa (niech będzie zupa),
  • pomoc — pomocna (dłoń) — pomocowe (środki).

Nowsze przymiotniki są tu dłuższe.

Wracajmy jednak do skrótów. Już Prasłowianie, a przynajmniej ludzie mówiący po prasłowiańsku, zaczęli skracać. Na przykład liczebniki. Gdy doliczyli do dziesięciu, zaczynała się jazda:

*edinъ na desęte (7 sylab! e-di-nъ-na-de-sę-te)

Była to konstrukcja składniowa: jeden na dziesięci (to jest: na dziesiątce). Za dłuuugo. Ponadto język prasłowiański się rozpadł, ludzie się rozeszli po Europie, jery zanikły, a w (staro)polszczyźnie udało się dojść do czterech sylab, choć mamy zapisy świadczące o tym, że bywały trzy:

jedennaście / jedennaćcie / jedennacie / jednaćcie

A u mnie na podwórku, przypominam, dwie sylaby: szkolne jedenaście to jedna. Aha, skoro napisałem po szkolnemu, to trzeba by wspomnieć o częstej w mowie i piśmie formie !jedynaście i nieco rzadziej spotykanej !jednaście. Niepoprawne, ale wpisujące się w kilkuwiekowy proces ułatwiania sobie, mimo wszystko, wymowy liczebnika, który jest potrzebny, ale strasznie długi. Niemcy zaś mają elf!

WPORZO BYĆ

Nie jestem w stanie oburzać się na osoby mówiące oraz piszące nara wporzo, bo od razu przypomina mi się historia przecie(ż). To też były dwa wyrazy. Na pewno w jakimś dawnym tekście widzieliście je już zrośnięte jako przedsię, ale wprzódy było to wyrażenie tworzone przez przyimek przed i zaimek sie / się. Z kotłowaniny fonetyczno-ortograficznej trwającej w XV i XVI wieku, podczas której pisano przedsie, przedsię, przecię, przecie, przećsię, przedcię, a także przećsie, przećcie, przećcię ‘jednak, mimo to, jak wiadomo, na pewno, naprawdę, rzeczywiście, jestem przekonany, mówię wam, nie ma bata’, wyszło polskie przecie, ale chyba zaczęło być zbyt krótkie, bo dołożyliśmy do niego partykułę wzmacniającą –ż(e) i mamy przecież.

Nie wszędzie jednak. Dwie ciekawostki regionalne.

1. Koło Limanowej mówi się przecio. Skąd na końcu? Ano, tam pamiętają, że kiedyś na końcu było –ę. Ponieważ w tamtejszej mowie ogólnopolskie –ę na końcu wyrazów wymawiane jest jako o lub ó, to i ta samogłoska nosowa, która w literackim polskim zanikła, przypomina o swoim istnieniu.

2. Po śląsku mówi się przeca. To chyba wynik wpływu czeskiego i śląskiego rozwoju dawnych samogłosek nosowych. Staroczeskie předsě zmieniło się w přece, więc już wiemy, skąd twarde c. Za to odpowiednikiem polskiego –ę na końcu wyrazu jest na dużym obszarze Górnego Śląska –a. Może za długo o tym piszę, ale przeca to ciekawe.

Bynajmniej nie inaczej jest z raczej. Dzisiejsze raczej  jest właściwie stopniem wyższym przysłówka rado ‘chętnie, z ochotą, z przyjemnością’, czyli radszej. Cz pochodzi z uproszczenia wymowy –dsz– [tsz] → [cz]. Zaczęto pisać raczej (to tak, jakby dziś zdecydowano o pisowni *przeczkole), a zmiana pisowni zatarła związek etymologiczny i — tadam! — mamy nowe słowo.

Zatem w zasadzie strukturalnie w języku nic nowego i dzisiejsze wporzo, gdzie się skrócenie łączy z fonetyczną dezintegracją rdzenia i zatarciem pierwotnej formy (w porządku), jest przecie raczej wporzo.

Pozdro.

Czes

Najnowsze komentarze