Pisaliśmy już o najdłuższych słowach w języku polskim i o tych, których w naszym języku brakuje. Dziś zastanowimy się nad tym, które słowa najlepiej określają (złą) polskość.
Ponoć słowem, które najlepiej oddaje polskość kulturowo i ortograficznie, jest ŻÓŁĆ. Wyraz z czterema polskimi literkami, a na dodatek gromadzący w sobie takie nieciekawe uczucia jak zazdrość, zawiść czy gorycz. Aż przypomina się modlitwa Polaka w filmie „Dzień świra” (uwaga, padają ze dwa przekleństwa):
Językoznawcy mają odpowiednie określenie na słowa, które pełnią ważną funkcję kulturową, zawierają w sobie pewną wiązkę cech określających daną społeczność. To kulturemy. Profesor Walery Pisarek nazwał je słowami sztandarowymi (które można by umieścić na sztandarach, na przykład jako uzupełnienie Niech żyje… lub Precz z…).
Co jest arcypolskie? Bardzo lubimy się kłócić. Czasem też o słowa, które mogą być zarówno identyfikacją pozytywną, jak i obelgą. Takim słowem jest LIBERAŁ. Jedni wypinają dumnie pierś self-made mana (a to może być kulturem amerykański) i mówią, że są liberałami gospodarczymi i obyczajowymi, a drudzy słowa liberał bez splunięcia nie wymówią, oznacza ono dla nich złodzieja i Bóg wie co jeszcze.
Postanowiliśmy skorzystać z poniższego fragmentu i przyjrzeć się przytoczonym tam słowom:
W innym miejscu cytowana autorka definiuje kulturemy jako „ważne dla samoidentyfikacji jakiejś społeczności słowa-klucze, charakteryzujące zarówno jej stosunek do tradycji, jak i radzenie sobie z czasem teraźniejszym, aktualne przeżywanie świata”. W cytowanych tu pracach Nagórko podaje przykładowe kulturemy polskie: bałagan, bohaterszczyzna, cham, cwaniak, kołtun, schabowy, warchoł, załatwić, ziemiaństwo. (Anna Dąbrowska, Współczesne problemy lingwistyki kulturowej, 2005)
W tych przykładowych kulturemach rzuca się w oczy nadreprezentacja słów nacechowanych negatywnie. Może ma to związek z tym, że gdy zapytać Polaka o jego dobre cechy, to będzie miał problem z podaniem choć kilku, a gdy go zapytać o złe — będzie mu o wiele łatwiej. Że już nie wspominamy o wymienianiu złych cech sąsiada…
Zwróćmy też uwagę, że zacytowany ciąg słów (cham, kołtun, warchoł, ziemiaństwo…) można by odnieść do powieści Sienkiewiczowskich, do czasów szlacheckich. A może słowa te są jeszcze przeniesione przez PRL i etos inteligencki. I jeszcze jedno spostrzeżenie: ich nieprzetłumaczalność dla uczestników kultur sąsiednich. Niektórych z tych słów sami sobie nie jesteśmy w stanie dobrze objaśnić, a co dopiero jakiemuś cudzoziemcowi, który chciałby się tak naprawdę dowiedzieć, co myślimy i jak postrzegamy świat.
WARCHOŁ I KOŁTUN
Gdy tylko jakiś konflikt narasta, słowo warchoł bardzo daje o sobie znać. Nie tylko w użyciach, które zapamiętało społeczeństwo, a młodzież uczy się o nich w szkołach (np. że protestujących robotników w Radomiu w 1976 nazywano warchołami). Ale też na tej zasadzie, że robi się jakaś większa awantura polityczna i od razu słowo to nie wiadomo skąd wybiega i już służy tym, którzy chcą innych nim okładać.
Kołtun jest pozornie słowem do warchoła bardzo podobnym. W kołtunie jednak na pierwszy plan wysuwa się czyjeś zacofanie. A warchoł to bardziej ktoś, kto burzy ustalony porządek. Jeśli ten porządek jest porządkiem paskudnym, to warchołem nazywa propaganda kogoś, kto być może z innej perspektywy jest bojownikiem o wolność.
CHAM
Z chamem jest ten problem, że nie bardzo wiadomo, czy chodzi o grubianina, czy to jest taki cham, który dla rządzącej Polską szlachty był synonimem chłopa. Cham jako nazwa warstwy społecznej, jako determinant od urodzenia do śmierci (bez względu na maniery, sposób zachowania i zasługi). Jest też w tym słowie pewien nasz kompleks, dużej części społeczeństwa, która się z warstwy chłopskiej wywodzi. To tylko w książkach i niektórych serialach wszyscy pochodzą ze szlacheckich dworków. Tak jak bardzo często w czasie seansów spirytystycznych większość ujawniających się bytów duchowych jest Napoleonem albo królową Kleopatrą. A biednym wyrobnikiem czy kopaczem kanałów nikomu się nie chce być.
Cham to też przykład takiego słowa w polszczyźnie, które jest potoczne dla starszego pokolenia, a dla młodszego w zasadzie książkowe. Bo młodzież pochodnych słów pewnie używa (po chamsku się zachować, chamstwo, a zwłaszcza zrobić coś na chama), ale tego słowa podstawowego już chyba nie. Zaryzykujmy tezę, że aby kogoś nazwać chamem, to w pewnym wieku trzeba być.
ZIEMIAŃSTWO
Ziemiaństwo zostało pochowane wraz z rozparcelowaniem majątków w czasie reformy rolnej. Potem już byli tylko bezeci, czyli byli ziemianie — takie słówko funkcjonowało w latach 40. i 50. Ale zmienił się ustrój i niektórzy mogli odzyskać czy to dworek, czy to trochę ziemi lub lasu. Nagle też okazuje się, że mamy Związek Ziemian, Towarzystwo Ziemiańskie, ileś tysięcy osób nazywa się ziemianami, wspomina bycie ziemianami i ziemiaństwo staje się znów słowem używanym. A jest jeszcze ono o tyle specyficzne, że to nie to samo co szlachta. Czyli nie każdy, kto miał szczęście mieszkać sobie w dworku, był szlachcicem.
CWANIAK
Cwaniak jest trochę na dwoje podzielony. Może być nieco pozytywny: nie tylko ktoś, kogo potępiamy, ale ktoś, kto może budzić nasz podziw. Co tu dużo pisać, trzeba obejrzeć:
Mamy też w powyższej piosence i chama, i w 1:20…
SCHABOWY
W końcu jakieś nie najgorsze słowo. A nie tylko same negatywne. Nie chcemy teraz o nim pisać w kontekście konfliktu islamsko-nieislamskiego, ale można rzec, że się nam schabowy odświeżył… No może z tym wyjątkiem, że popularność zdobył wegetarianizm i różne ruchy niezjadania (czytaj niezabijania) zwierząt.
ZAŁATWIĆ
No tak, z jednej strony nie chcemy mieć na sztandarach czegoś, co by nas umiejscawiało na dole rankingów krajów o wysokiej korupcji. Ale jako prawdziwi Polacy nienawidzimy procedur. Dzwonimy do lekarza, odbiera ktoś uprzejmy, mówi, że lekarz przyjmie nas za tydzień (czyli się w ogóle nic strasznego nie dzieje), a my i tak idziemy z czekoladą do tej pani. Bo czujemy, że inaczej nie można, że w innym wypadku wykazalibyśmy za mało inicjatywy. Oczywiście, gdyby tam agent CBA ocenił korzyść majątkową na dwa pięćdziesiąt, to mielibyśmy zderzenie podejścia zachodnioeuropejskiego z takim naszym, polskim. My też jesteśmy rzecz jasna zachodnią Europą, ale realizujemy zachodnioeuropejskość na swój sposób i nie będzie nam tu jeden z drugim zabraniał czekolady nosić.
Załatwianie może czasem niebezpiecznie zbliżać się do złodziejstwa i być trochę dziedzictwem nienormalnych czasów. Czyli tego, że setki tysięcy polskich dzieci, które miały na technikę wykonać karmnik ze sklejki — a sklejka była tylko w słownikach, a nie w sklepach — udawały się do tatusiów, tatusiowe do szwagrów, szwagrowie do kolegów i tacy koledzy mogli w końcu załatwić. Ale tu mamy pozytywne załatwianie. A nas wkurza obecnie nieraz to, że coś, co powinno przejść normalnie, bez załatwiania się nie wydarzy.
BOHATERSZCZYZNA
Też widzicie, jak biegną powstańcy warszawscy? Którzy dla jednych są bohaterami, a dla tych, którzy uważają jakiś zryw za bezsensowny, to jest bohaterszczyzna. Tu stają na ostrzu noża rozmaite sprawy. Cokolwiek byśmy jednak za bohaterszczyznę (a nie bohaterstwo) uznawali, to jednak polskość z jakąś bohaterszczyzną się kojarzy większości Polaków.
BAŁAGAN
Artur twierdzi, że bałagan bardzo dobrze zadomowił się u niego na biurku w Krakowie, w sercu Polski. Ale czy często się słyszy, że w Polsce mamy bałagan? Chyba mniej się o bałaganie mówi. Nawet jeśli nam się coś nie podoba, sądy działają za wolno, a politycy są przekupni i myślą tylko o sobie itd., to wszystko to się jednak toczy w ramach jakichś uporządkowanych schematów. Może też słowo bałagan jest za słabe, ostatnio od razu mówiono o Polsce w ruinie. A ruina to już stan, którego się nie sprząta, jaki jest sens sprzątania ruiny? Chyba tylko taki, żeby ktoś ją zwiedzał. Z ruin trzeba dźwigać, odbudowywać.
A JUŻ BARDZO WSPÓŁCZEŚNIE?
Jakie słowo obecnie najlepiej określa polskość? Z którym mogłoby bardziej identyfikować się młode pokolenie i które bardziej przystaje do obecnych czasów? Przyszło nam do głowy takie słowo, niestety (ale to może przez niedawny wpis na blogu): brzydkie słowo na „k”. I nie chodzi tu o brzydkie kaczątko. Arcypolskie słowo i jakże częste. Ale nie chcielibyśmy mieć tego słowa na sztandarach (wyobrażacie to sobie?). Choć może trzeba by zapytać weteranów wojennych, co naprawdę mówili, gdy szli z bagnetami na wroga.
Pojawia się teraz taki problem, że tzw. rzeczywistość elektroniczna przynosi wszystko angielskie. Jak możemy powiedzieć na przykład, że polskość określa słowo lubić, skoro my nie lubimy lubić, mimo że lajkujemy.
Trzeba by tu chyba urządzić jakieś wspólne narodowe zastanawianie się. A może czytelnicy coś podpowiedzą? Co jest takie nasze, wspólne, a zarazem znakiem zupełnie współczesnych czasów?