okiem smakosza

IV Dyktando Krakowskie. Komętarz spszecznoźci

Przeczytaliśmy tekst dyktanda, które przygotowała dr hab. Mirosława Mycawka z Wydziału Polonistyki UJ. Bardzo nam się spodobało, ale mamy też swoje spostrzeżenia, będziemy oczywiście bezlitośni.

Ale najpierw jeszcze gratulujemy zwycięzcom: Arkadiuszowi Kleniewskiemu, Krzysztofowi Zubrzyckiemu i Piotrowi Cyrklaffowi (miejsca od pierwszego do trzeciego).

Tekst publikujemy za stroną RMF24. Linkujemy w różnych miejscach do Dobrego słownika, a numerki w nawiasach odsyłają do komentarzy, które umieściliśmy pod tekstem. Gotowi?

Barbarzyńcy w ogrodzie, czyli komu bije dzwon [1]

Oj, nie wyleci już ptaszek z Łobzowa! Ani chichotliwy dzięcioł, ani rdzawolica raszka, ani nawet pokrzewka piegża. Nie, nie najadłam się lulka i szczwół plamisty też mi nie zaszkodził. Klnę się na róg nachura [2], że to prawda. Ale do rzeczy.
Otóż nazajutrz po walentynkach czatowałam z przyjaciółmi: Dolnołużyczaninem z Chociebuża, eks-Afganką i jej abchaskim narzeczonym, mieszkającymi w Bochum, oraz chałturzącym w Holandii nibyhażaninem, będącym tak naprawdę Mazurem z Grzegrzółek. Ustaliliśmy trasę wspólnego wojażu: od Trzycierza na Pogórzu Rożnowskim, przez Borzęta [3], Międzybórz i Lubrzę, aż do Chodzieży, gdzie zamierzamy wziąć udział w Międzynarodowych Chodzieskich Warsztatach Jazzowych „Cho-jazz”. Stamtąd wyskoczymy też na pewno do Łobżenicy, której uroki dopiero co zachwalano w RMF-ie.
W końcu, pożyczywszy koleżeństwu ekstrahumoru, znużona rzuciłam się w objęcia Morfeusza, gdy znienacka z zewnątrz wdarło się do mych uszu zgrzytliwe rzężenie, które musiało się nieść aż po Podgórki Tynieckie. Wpółprzytomna rozchyliłam zasłony z żorżety, lycry i stretchu w kolorze écru. Do szyb zdążyło przylec coś à la stężały kożuch na zwarzonym mleku. Mój wzrok wyłowił jednak cienie, wymachujących jakimiś boschami albo husqvarnami, hożych pilarzy, przerzynających wpół pień około stuipółletniej brzozy, nomen omen, płaczącej. Można by wziąć ich za chyżych chojraków ćwiczących hopaka na Chopoku, gdyby nie konająca u ich stóp, użyczmyż sobie słów wieszcza, „poczciwa brzezina”. Toż to himalaje barbarii.
Rzewność wszechpotężna wżarła się w moje serce, żałość w nim zawrzała i niezamierzenie przybrała kształt quasi-elegii. Coś ty Krakowowi zrobiła, tu cytat: „brzozo-płaczko”? Po cóżeś matki Polki strój przywdziała? Trzebaż ci było rzęsistymi łzami rosić ofiary najeźdźczych ciemięzców? Byłaś przyczółkiem nadziei dla serc żądnych Polski, to święcących triumfy, to unurzanych w hańbie. Nie wyszedł ci na dobre ten układ współczulny, każący ci nie swojej poddawać się karze. I nie zabije ci na odchodne dzwon Zygmunt, a jedynie siostrzyce twe z parku Jordana zakwilą żałośnie. Nie mogliż to ci zhardziali zasadźcy żywcem wyjętej z Schulza „ulicy Krokodyli” [4] darować ci życia? Nie mogli u twego podnóża rozpostrzeć tafli stawu, w której jak w megalustrze pstrzyłyby się odbicia hojnie wyposażonych przez arcykolorystkę naturę uhli, oharów, krakw, grzywienek gżących się w trzcinach i cudokaczek? Brzozo srebrzystobiała, królowo nadwiślańskich pejzaży, ty hartowałaś dusze poetów-żołnierzy, próbujących uśmierzyć trójgłową gadzinę. Hołdy ci się należą w stulecie wiktorii (victorii). Dziś topór barbarzyńcy twą koronę strąca, skrzydlatym niebożętom rujnując gniazda.
Dość lamentów! Pora na pogróżki. Strzeżcież się chytrzy inwestorzy, językowi szalbierze i łże-architekci [5]. Wasza belle époque dobiega końca. Jeśli marszałek Piłsudski, dosiadłszy Kasztanki, w Święto Niepodległości opuści swój „niebiański Sulejówek” [6] i obejrzy te wasze pseudoparki — rzędy żelbetowych klocków spod znaku Minecrafta, budowane na trupach polskich brzóz i wierzb, to jako ten wódz Mściwój, [7] zrobi wam z waszych interesów taką jesień średniowiecza, że dantejskie piekło [8] wyda się wam arkadią [9].

Komentarze:

[1] Aż się prosi, żeby zajrzeć do naszej reguły (otwartej dla wszystkich).

[2] róg nachura — na brodę Merlina, okazuje się, że to zwierzę; bardzo dziwne zwierzę azjatyckie. Wśród jego dziwności wymieniamy pisownię — w PWN-owskim słowniku ortograficznym przez „ch”, a w nomenklaturze zoologicznej, za którą podąża Wikipedia, raczej „h”.

[3] przez Borzęta — „rz” nas nie dziwi, lecz ta małopolska wieś w powiecie myślenickim jest rzeczownikiem żeńskim w liczbie pojedynczej, a nie, jak zdaje się sugerować tekst dyktanda, plurale tantum, powinno być: przez Borzętę! To błąd fleksyjny, a nie ortograficzny, więc leżący poza tym, co jest oceniane u piszących pod dyktando, ale ponieważ lubimy sprawdzać, to sprawdziliśmy. Strona Zespołu Placówek Oświatowych w Borzęcie zapewne notuje zwiększoną liczbę wejść.

[4] Jedno z opowiadań Brunona Schulza nosi tytuł Ulica Krokodyli; ale tu cudzysłów nie wydaje się nam potrzebny, bo nawiązanie intertekstualne jest wyraźnie zaznaczone.

[5] łże-architekci — zastosowano tu analogię do znajdującej się w WSO PWN osławionej łże-elity. Naszym zdaniem pisownia ta jest wątpliwa, bo członów złożeń w języku polskim nie oddzielamy dywizem. Co innego Łże-Dymitr (Лжедмитрий I).

[6] niebiański Sulejówek — cudzysłowu mogłoby nie być, metafora go nie wymaga.

[7] to jako ten wódz Mściwój — przecinek sugerujący wtrącenie rozpoczynające się od słowa jako, przed którym pominięto przecinek, bo byłby zaraz po spójniku to, chyba nie był konieczny.

[8] dantejskie piekło — śmiemy sądzić, że równie dobre, jeśli nie lepsze byłoby Dantejskie (czyje) „Piekło, to jest utwór Dantego pt. Piekło, będący częścią Boskiej komedii. Co innego dantejskie sceny — one są (jakie), jak z dzieła Dantego, więc piszemy je od małej litery.

[9] arkadia — równie dobrze mogła być Arkadią, czyli mityczną krainą szczęśliwości, nie musi być przenośnią.

Autorka podkreśliła, że wariantywność pisowni jest czymś normalnym, toteż nie wszystkie różnice w stosunku do wyżej opublikowanego tekstu kanonicznego były traktowane jako błędy.

Hitem tegorocznego dyktanda zostanie naszym zdaniem „Mazur z Grzegrzółek”. Tu nie ma najmniejszej wątpliwości. Pisaliśmy zresztą kiedyś o kłopotach z pisownią gżegżółki, tej znienawidzonej lub ukochanej przez miłośników dyktand ptaszyny.

Wieś Kukukswalde koło Pasymia „ochrzcili” powojenni polonizatorzy onomaści, przekonani najwyraźniej, że powinno się pisać Grzegrzółka. I się pisze!

 

PS Dla przypomnienia i wspomnienia: Co ty, gżegżółka, wiesz o dyktandach.

Najnowsze komentarze