smaczki językowe

Gibson, kapitan Kirk i Nemo, czyli filmy w językach naprawdę obcych

W filmach o dawnych czasach mówi się zwykle znanym współczesnemu odbiorcy językiem angielskim. Poszukajmy jednak filmów, w których mówi się „dziwnymi” językami.

Jeżeli chce się nakręcić realistyczny film historyczny, trzeba odtworzyć daną epokę nie tylko wizualnie, ale też językowo. Prawda? A gdzie tam. Tak to nigdy nie działało. W klasycznym amerykańskim „Spartakusie” wszyscy mówili po angielsku, w polskim „Faraonie” — po polsku itd.

Pierwszym reżyserem, który słusznie zauważył, że użycie języka z epoki nie musi oznaczać, że film stanie się mniej zrozumiały (czytaj: nie zarobi tyle, ile trzeba), był Mel Gibson. Choć jego poglądy i zachowania wzbudzają kontrowersje, to trzeba oddać, że konsekwentnie i w „Pasji” („The Passion of the Christ”, 2004), i w „Apocalypto” (2006) korzystał nie z angielskiego, ale z języków biblijnych („Pasja”) i języka maja („Apocalypto”). Z pewnym przybliżeniem rzecz jasna, bo dokładnie nie wiemy np. tego, jak mówili Majowie. Wiemy jednak na pewno, że nie mówili amerykańskim angielskim z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych.

Zamiast klipu z YouTube’a

Wpisy blogowe muszą być atrakcyjne i multimedialne, dlatego w tym miejscu powinien być umieszczony filmik ze sceną z któregoś z tych filmów. Ale nie jest łatwo znaleźć klip, w którym byłaby dłuższa rozmowa w aramejskim czy maja i jednocześnie nie byłoby scen dozwolonych od lat 18. Oba te filmy są bowiem realistyczne także w warstwie oddawania brutalności świata sprzed setek („Apocalypto”) i tysięcy lat („Pasja”). Ta seria filmów z oryginalnymi językami być może będzie kontynuowana, bo można tu i ówdzie wyczytać, że Gibson myśli m.in. o filmie o wikingach i o dalszym ciągu „Pasji” (czyli „Zmartwychwstaniu”).

Z ziemi polskiej do filmu

W językoznawstwie istnieje takie pojęcie jak język literacki. Jeżeli dany język ma pismo i jeszcze tworzy się w nim teksty literackie, to uważa się, że jest to język w pełni ukształtowany. Literaturę tworzy się także w językach sztucznych — w tym w najbardziej znanych z takich języków, czyli w esperanto. Pytanie zasadnicze: czy skoro jest literatura w esperanto, to są także filmy?

Elementy esperanto pojawiają się w bardzo wielu filmach, ale te, w których jest ono językiem wszystkich dialogów, można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki (i jeszcze zostanie wolny palec). Nie są to też jakieś arcydzieła. Najbardziej znany (co nie oznacza „powszechnie znany”) jest amerykański horror z 1966 roku „Incubus”. Wystąpił w nim William Shatner  — tuż przed tym, gdy zaczął grać rolę kapitana Jamesa T. Kirka w oryginalnej serii Star Treka. Film przez wiele lat uznawano za zaginiony, teraz bez problemu może go obejrzeć każdy, kto zna esperanto lub angielski.

W Polsce nie mamy bardzo egzotycznych języków, po które mogliby sięgnąć filmowcy, ale pewien potencjał mimo wszystko jest. W wielu filmach słychać stylizacje gwarowe (np. kresowe czy śląskie). Jest też film, w którym najważniejszy jest język kaszubski  — „Kaszëbë” (1970, reż. Ryszard Ber). Dużo tam tego języka się nie pojawia, bo to film będący raczej kinem poetyckim (czytaj: ważny jest obraz, nie dialogi), ale jednak. Akcja „Kaszëbë” toczy się pod koniec XIX w. (czyli mniej więcej wtedy, gdy na ziemiach polskich… powstało esperanto), a że film jest jeszcze z czasów, gdy kaszubski nie był uznawany za odrębny język zachodniosłowiański, to teoretycznie można powiedzieć, że jest on po polsku. I zapewne dlatego jego kopie nie mają polskich napisów. A to, czy kaszubski jest odrębnym językiem, czy polską gwarą, każdy może łatwo ocenić sam, próbując zrozumieć pisane lub mówione teksty kaszubskie. Proponuję zacząć od podstaw:

To nie jest wszystko, co Mariolka wie o kaszubieniu.

Lingwistyka lepsza niż matematyka

Na wykładach ze wstępu do językoznawstwa w którymś momencie zwykle przywołuję historię indiańskich szyfrantów, których amerykańska armia wykorzystywała do kodowania komunikatów przesyłanych drogą radiową. Wiele setek Indian służyło w armii w czasie I i II wojny światowej, nadając zakodowane komunikaty w swoich rodzimych językach. Największa ich grupa to osoby mówiące językiem nawaho. Już samo mówienie w takim języku uniemożliwiało zrozumienie komunikatu przez Japończyków czy Niemców, a ponieważ komunikaty te były dodatkowo szyfrowane, przeciwnik nie miał możliwości odczytania ich treści. Mała próbka nawaho:

Tak, istnieje oficjalnie wydana wersja „Gdzie jest Nemo?” z nawahijskim dubbingiem. Taką wersję mają także pierwsze — czyli czwarte — „Gwiezdne wojny” („Nowa nadzieja”).

Przytaczam historię indiańskich szyfrantów jako kontrprzykład do słynnej Enigmy. Skomplikowanej maszyny kodującej opartej na operacjach matematycznych, którą udało się — nie bez trudu, ale jednak — złamać. A szyfru opartego na „egzotycznym” języku naturalnym — nie. Sposobem na złamanie szyfru języka nawaho było w zasadzie wyłącznie schwytanie mówiącego nim żołnierza. Dlatego byli oni specjalnie chronieni, a gdyby realne stało się wzięcie ich do niewoli na polu bitwy, towarzyszący im cały czas „ochroniarze” mieli rozkaz zabicia ochranianego Indianina.

Takie historie są wyjątkowo filmowe, dlatego nic dziwnego, że nakręcono o tym film. „Szyfry wojny” („Windtalkers”, reż. John Woo) miały premierę dosyć późno po zakończeniu wojny (w 2002 roku), przede wszystkim dlatego, że przez wiele lat ukrywano to zaangażowanie rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej w działania wojenne. Oprócz różnych języków indiańskich Amerykanie próbowali także korzystać w swojej komunikacji z języka baskijskiego.

Na tym na razie kończę tę serię filmowo-lingwistyczną. W kinie tworzenie kontynuacji zależy od sukcesu komercyjnego filmu. Zatem jeżeli te dwa wpisy okażą się popularne, pewnie powstanie i część trzecia. Może ktoś zainspiruje, o czym…

Najnowsze komentarze