Gra polskich zespołów z piłki kopanej w europejskich pucharach ma pewne konsekwencje. I nie chodzi tu o to, że konsekwencją absolutnej kompromitacji Legii Warszawa z półamatorami z Luksemburga będzie niedomknięcie się budżetu klubu w tym sezonie. Rzecz w tym, że gra (a może bardziej „niegra”?) wpływa na Dobry słownik.
Jak? Opowiadał już swego czasu o tym dr Żurowski, a nagranie umieściliśmy w tym wpisie blogowym. Raz, że śledzimy, z kim polskie drużyny w pucharach grają, dwa, zwykle w tym czasie pojawiają się pytania o odmianę coraz to bardziej egzotycznych nazw klubów i miast. A ponieważ polskie kluby dołują od dawna, to w zasadzie dopisywanie nowych nazw do Dobrego słownika stało się nową świecką tradycją.
NA ZJEŹDZIE JĘZYKOZNAWCÓW
Nie pamiętam już, czy gdzieś wspominaliśmy o tym, że w 2017 roku cała nasza trójka muszkieterów (Czesak, Szałkiewicz, Żurowski) udała się wspólnie na zjazd Polskiego Towarzystwa Językoznawczego do Łodzi. Wygłosiliśmy tam referat pt. „A może jednak wziąć na tapetę? O roli użytkowych źródeł pisanych w tworzeniu internetowego słownika poprawnej polszczyzny”. Wspominam o tym nie bez kozery, tak bowiem wyglądał slajd nr 4 naszej prezentacji:
W stolicy Naddniestrza grał i gra klub, który w 2017 roku wyrzucił Legię Warszawa już nawet nie z Ligi Mistrzów (to zrobiła wcześniej kazachska Astana — kliknijcie w ten link i przeczytajcie przykład użycia!), tylko z Ligi Europy. Zapytano nas wtedy w poradni Dobrego słownika, jak właściwie odmienia się miasto Tyraspol, bo w słownikach podają wyłącznie Tyraspolu, a w prasie piszą Tyraspola. Okazało się wówczas, po raz sto tysięcy pięćdziesiąty czwarty, że słowniki nawet nie to że nie nadążają, tylko znów zakłamują rzeczywistość językową. Oto slajd numer 6. Wyjaśnienia chyba nie potrzebuje, ale gdybyście chcieli, to poproście, a dopiszę parę słów.
WYĆ SIĘ CHCE
Dudelange nie pobiło rekordu trudności wymawianiowej klubu FC Midtjylland, przyczyniło się jednak zapewne do tego, że w przyszłym roku redaktorzy Dobrego słownika będą męczyć się nad egzotyczną nazwą klubu z Islandii lub Wysp Owczych. Pokonania tego klubu polski zespół zapewne nie będzie mógł być pewny!
I jak to jest, niechże ktoś wyjaśni, że tak się jako Polacy do bólu emocjonujemy piłką nożną (sami poświęciliśmy jej ładny wpis językoznawczy na tym blogu, w sumie nawet optymistyczny)? Toż w siatkówce czy piłce ręcznej polskie zespoły odnosiły takie sukcesy w europejskich pucharach, jak — nie przymierzając — Bayern Monachium czy Juventus w Lidze Mistrzów. Ale żadnej narodowej ekstazy w związku z tym nie było.
I czy faktycznie osłodzą nam kolejne żenujące występy polskich kopaczy na europejskich boiskach dokonania polskich lekkoatletów na mistrzostwach Europy? O mały włos Polska wygrałaby przecież klasyfikację medalową tych zawodów!
A zauważyliście, miłośnikom polszczyzny trzeba przecież na koniec podrzucić smakowity kąsek językowy, że moda na dwuczłonowe nazwiska dotarła też do świata sportu? Wyróżnia się tu i sportowo (złoty medal na 400 metrów!), i pod względem łamańca językowego Justyna Święty-Ersetic. A przecież w sztafecie 4 x 400 m (też złoto!) biegły jeszcze Małgorzata Hołub-Kowalik i Iga Baumgart-Witan.
No dobrze, przyznam się, że troszkę konfabuluję, ale tylko w kwestii tej mody. Na trzydzieści parę reprezentantek jeszcze tylko Anna Jagaciak-Michalska miała dwuczłonowe nazwisko. Może więc wniosek powinien być taki, że łatwiej o medal z długim nazwiskiem?… Słucham? Paulina Guba pchnęła kulą w złoty medal? No, pani Paulino, czas wyjść za mąż, najlepiej za pana o nazwisku El Aynaoui. I potem dwuczłonowo, a jak!