Ponoć Tomek Tomczyk vel Jason Hunt, a dawniej Kominek, to najpopularniejszy polski bloger. A że wydał jakiś czas temu książkę pt. „Bloger”, w której sporo a że, to spojrzymy na nią inaczej. Po to, żeby znów odkryć trochę tego, co proste i ciekawe, a niezauważane w języku polskim.
Dla każdego oczywiste jest, że w słowniku języka polskiego może znaleźć hasła w rodzaju dziadek, badminton czy blog (no, to ostatnie może niekoniecznie, o czym pisałem tutaj). Jednak dobry, współczesny słownik powinien notować też różne wielowyrazowe jednostki leksykalne (zwiemy je frazemami), np. anioł biznesu, płakać jak bóbr czy Bogiem a prawdą. Dla Dobrego słownika istotne są te, które mogą przydać się użytkownikom słownika, wiążą się z nimi jakieś problemy lub wątpliwości językowe. Na takiej zasadzie w ogóle przecież działa Dobry słownik.
Językoznawca-słownikarz wyłapuje bardzo dużo z tego, co ogląda (por. Inne spojrzenie na „…włączamy niskie ceny”), słucha lub czyta. Można powiedzieć, że w zasadzie nie wychodzi z pracy. A praca przy słowniku grozi…
Nie oznacza to zaraz, że jest maniakiem, a już zwłaszcza kimś, kto poprawia wszystkich dokoła. Wyczulone językoznawczo zmysły są po prostu czymś, co czyni takiego językoznawcę lepszym.
Zauważa on wtedy nietypowe jednostki języka. Choć może nietypowe to złe słowo. One dla ludzi nie są nietypowe, bo oni nie zauważyliby tam w ogóle żadnej jednostki. Proszę, oto konkrety.
A ŻE
Czytam sobie książkę Tomka Tomczyka „Bloger”. I łapię autora na tym, że lubi używać wyrażenia a że, np.
Na szczęście miałem do pomocy kumpla. Andrzej, ulegając moim namowom, postanowił zostać blogerem. Zawsze miał ciągoty do pisania, fotografowania, a że to chłop o ciętym języku i całkiem poukładanym mózgu, wróżyłem mu sukces. (s. 26)
Andrzej był bez pracy, potrzebował gotówki, a że nie jest to facet, którego satysfakcjonuje robota na budowie, ciężko mu było znaleźć coś ciekawego. (s. 26)
Opublikowali u siebie tekst w podobnym klimacie, tyle że zapomnieli wspomnieć, kim się inspirowali, a że inspirowali się mną, było pewne, bo w środku tekstu pojawiła się krótka, ledwo widoczna, wzmianka o mnie. (s. 187)
Zaczynam się zastanawiać, cóż to jest za a że, czy to jest jakaś całostka? Tak wygląda, nie da się wyciąć z tych zdań ani a, ani że, żeby zachowały sens. Oczywiście żaden słownik nic o niej nie wspomina.
Nie będę Was zanudzał subtelnymi i fachowymi rozważaniami lingwistycznymi. W każdym razie znalazły one najbliższego kuzyna w ponieważ…, (to)…Tyle że o ile powiemy: Ponieważ Marek jest chory, to podałem mu pigułę, to nie powiemy: A że Marek jest chory, to podałem mu pigułę. Przed tym drugim zdaniem coś musi jeszcze stać, jakiś tekst. Czyli a że wymaga kontekstu lewostronnego. Co zresztą potwierdzają cytaty z „Blogera” powyżej.
A teraz prawdziwa bomba. Okazuje się, że ta lubiana przez Jasona Hunta struktura składniowa jest w użyciu u polskich autorów co najmniej od XIX wieku. Znajdziemy ją u Sienkiewicza, Kraszewskiego, Reymonta, Dołęgi-Mostowicza, Konopnickiej, Prusa i setki innych.
A tu w piosence, której warstwę tekstową już wykorzystywaliśmy na blogu (Co słowniki wiedzą lepiej (i dlaczego to niewiele znaczy). Wrzucamy od 0:59, a niecierpliwi niech przewiną do 2:48.
Nie było więc możliwości, żeby a że nie pojawiło się w Dobrym słowniku.
NIE DO ZANOTOWANIA?
No dobrze, a że warto w Dobrym słowniku mieć. Warto też mieć taką niedostrzegalną całostkę jak nic tylko, gdyż wiąże się z nią problem interpunkcyjny. A najciekawszą chyba nietypową jednostką jest w Dobrym słowniku sr-.
Ale istnieją takie jednostki językowe, których w ogóle nie ma jak zanotować w słowniku, nawet gdybyśmy uznali, że warto. Spójrzcie na ten fragment z „Blogera”:
Nie masz obowiązku zamieszczania u siebie wyjaśnień, o ile sam niczego nie zawiniłeś, ale kiedy osoba lub firma przeprasza cię za popełniony błąd – uczulam cię, byś to robił. Temat tematem, afera aferą, ale po wszystkim trzeba umieć podać sobie ręce i kulturalnie zamknąć temat. (s. 190)
Łapiecie? Mamy w języku polskim taką jednostkę: [rzeczownik w mianowniku] [rzeczownik w narzędniku], ale… Proszę, oto inny przykład:
— Wojna — wojną, rewolucja — rewolucją, a ludzie się zaręczają, żenią, życie się toczy i nic nie jest w stanie naruszyć jego naturalnych praw. (Jan Brzechwa, Gdy owoc dojrzewa, 1958)
Albo najbardziej pewnie znane:
Sprawiedliwość sprawiedliwością, ale racja musi być po naszej stronie.
A może taką jednostkę warto notować, bo może paść pytanie o to, czy coś tam wstawiać (przecinek? myślnik?). Tylko jak to zrobić??
Inny przykład: [rzeczownik w mianowniku] to, [rzeczownik w mianowniku] tamto… Znów przykład z „Blogera”:
Dziś z wyszukiwarek mam jedynie 12–15 proc. wejść. Wielu z was powie, że to mało, że przecież baran jestem, bo SEO to, SEO tamto i miałbym tych odsłon trzy albo cztery razy więcej. (s. 104)
A czasem dopiero inna wymowa i akcentowanie tworzą ze zwykłych wyrazów nową jednostkę języka. Tak jest z zaraz zaraz, czytanym z akcentem na drugim za i z przeciągniętym a, czyli [zaraz zaaaraz]. Albo z bardzo śmieszne (czytane oczywiście [baardzo śmieszne]).
Prócz więc pytania o sens tropienia i notowania nieoczywistych jednostek języka pojawia się taki oto wniosek, że znów (por. wpis Czy można wypić szklankę?) język najbardziej zaskakuje nas tam, gdzie się tego najmniej spodziewamy. Językoznawca wydobywa to tylko na światło dzienne. Ale tak to chyba z natury jest, że jeśli człowiek jest czymś zafascynowany lub coś wywiera na nim duże wrażenie, to wtedy zwraca na to większą uwagę. I tak kobieta w ciąży widzi na ulicy same kobiety w ciąży. Facet z ortezą widzi o wiele więcej ludzi na ulicach chodzących w ortezie, niż na tych samych ulicach widział, zanim mu tę ortezę założyli. Scrabblista wszędzie widzi anagramy, nawet w nazwach miejscowości (np. Zakrzów — wózkarz). A lingwista tropi „a że”.